Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/624

Ta strona została skorygowana.

HILDA. Czy podobna? Macie więc państwo strasznie dużo dzieci?
SOLNESS. Nie mamy wcale dzieci, ale pani może tymczasem zająć ich miejsce.
HILDA. Na tę noc dobrze, krzyczéć nie będę i sprobuję spać snem kamiennym.
SOLNESS Musisz pani, rzeczywiście, być bardzo zmęczona.
HILDA. O nie! ale to nic nie szkodzi. Rozkoszną rzeczą jest leżéć i śnić.
SOLNESS. Czy pani często śni w nocy?
HILDA. Prawie zawsze.
SOLNESS. O czém śnisz pani najczęściéj?
HILDA Tego dziś wieczór nie powiem. Może innym razem. (Znowu rozgląda się w pokoju. Zatrzymuje się przy pulpicie i przerzuca od niechcenia książki i papiery).
SOLNESS (zbliżając się). Pani czego szuka?
HILDA. Nie, tylko się wszystkiemu przypatruję (odsuwając się). A może to nie wolno?
SOLNESS. O, proszę.
HILDA. Czy to pan pisze w téj księdze głównéj?
SOLNESS Nie, to robota buchalterki.
HILDA. To kobieta?
SOLNESS (z uśmiechem). Ma się rozumiéć.
HILDA. I pan ją tu ma przy sobie?
SOLNESS. Naturalnie.
HILDA. Czy zamężna?
SOLNESS. Nie, panna.
HILDA. Tak?
SOLNESS. Teraz jednak wkrótce za mąż pójdzie.
HILDA. Tém lepiéj dla téj panny.
SOLNESS. Ale nie dla mnie, bo nie mam na razie nikogo do pomocy.
HILDA. Czy nie znajdzie pan żadnéj innéj, coby ją zastąpiła?
SOLNESS. Może pani mogłaby tu pozostać — i pisać w księdze głównéj.
HILDA (mierząc go wzrokiem od stóp do głów). Pięknie pan zaczyna. Ślicznie, dziękuję. Nie chcę słyszéć o podobnych rzeczach. (Znowu przechadza się po pokoju i siada na bujającym fotelu. Solness zbliża się do stołu).
HILDA (mówi daléj). Bo sądzę, że tutaj można sobie znaléźć coś lepszego (patrzy na niego z uśmiechem). Czy pan tego nie myśli?
SOLNESS. Ma się rozumiéć. Chce pani przedewszystkiém porobić zakupy i stroić się pięknie.
HILDA (wesoło). Nie, zdaje mi się, że tego nie zrobię.
SOLNESS. Tak?