HILDA. Doprawdy. Jeśli się pan stara wszystkich dudków wykształcić, to...
SOLNESS (zdziwiony). No! Dla czegóżby nie.
HILDA (podnosi się, pół seryo pół żartem). Cóż znowu, mistrzu! Na co to! Ty jeden powinieneś budować. Ty jeden, nikt inny Sam powinieneś robić wszystko. Rozumiesz?
SOLNESS (mimowolnie). Hildo.
HILDA. Cóż?
SOLNESS. Jakim sposobem przyszło ci to na myśl?
HILDA. Czy to tak niedorzeczne?
SOLNESS. Tego nie myślałem, ale teraz chcę pani coś powiedziéć.
HILDA. Cóż takiego?
SOLNESS. Że ja sam nieustannie, w ciszy i samotności biłem się z temi samemi myślami.
HILDA. To zdaje mi się rzeczą bardzo naturalną.
SOLNESS (patrząc na nią badawczo). I pani to zauważyła?
HILDA. Nie, wcale nie zauważyłam.
SOLNESS. Ale wprzódy — gdyś mówiła, że masz mnie za obłąkanego — tak — na jednym punkcie.
HILDA. O, to myślałam o czémś zupełnie inném.
SOLNESS. A cóż to było?
HILDA. Może ci to być rzeczą obojętną.
SOLNESS (oddala się). No — jak się podoba (stoi przy balkonie). Chodź pani tutaj, pokażę ci coś.
HILDA (zbliżając się). Co?
SOLNESS. Widzi tam pani — w głębi ogrodu?
HILDA. Tak.
SOLNESS (pokazując). Tam za tym stosem kamieni.
HILDA. Ten nowy dom?
SOLNESS. Który budują. Prawie już ukończony.
HILDA. Ma bardzo wysoką wieżę, jak widzę.
SOLNESS. Jest jeszcze przy niéj rusztowanie.
HILDA. To pański nowy dom?
SOLNESS. Tak jest.
HILDA Dom, do którego się pan wkrótce wprowadzi?
SOLNESS Tak jest.
HILDA (patrząc na niego). A tam są także pokoje dziecinne?
SOLNESS. Jest ich trzy, tak samo jak tutaj.
HILDA. A dzieci niéma?
SOLNESS. Niéma.
HILDA (z półuśmiechem). Alboż nie miałam słuszności?
SOLNESS. W czém?
HILDA. W tém, że przecież jesteś pan — tak trochę obłąkanym.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/640
Ta strona została skorygowana.