Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/643

Ta strona została skorygowana.

HILDA. A pomimo to, zyskałeś, mistrzu budowniczy, tak wielkie uznanie, po tym pożarze.
SOLNESS. Tak, po tym pożarze. Niemal cały ogród podzieliłem na parcele pod wille i pobudowałem je, według mojéj woli, a wówczas szybko poszedłem w górę.
HILDA (patrząc na niego badawczo). Jesteś pan doprawdy szczęśliwy. Idzie panu tak dobrze.
SOLNESS (ponuro). Szczęśliwy! Mówisz to, Hildo, także, jak i wszyscy inni.
HILDA. Zdaje mi się, że tak być musi, byleś mógł tylko nie myśléć o tych dwojgu dzieciach.
SOLNESS (zwolna). O dwojgu małych dzieciach. Nie tak łatwo się od téj myśli uwolnić.
HILDA (trochę niepewna). Czyż to zawsze może być przeszkodą... po tylu latach ubiegłych?
SOLNESS (wpatruje się w nią przez chwilę, w milczeniu). Szczęśliwym, mówiłaś.
HILDA. Czyż tak nie jest we wszystkiém inném?
SOLNESS (ciągle na nią patrząc). Gdym opowiadał o tym pożarze — hm.
HILDA. Cóż?
SOLNESS. Czy nie pomyślałaś pani rzeczy — która się szczególniéj ciebie tyczyła?
HILDA (szukając daremnie). Nie. Cóż to takiego?
SOLNESS (ze stłumionym naciskiem). Przez pożar jedynie doszedłem do tego, by módz budować ludziom ogniska rodzinne, wygodne, spokojne, jasne ogniska, przy których ojciec, matka, dzieci bezpiecznie żyć mogli z tém miłém poczuciem, że dobrze być na tym świecie, a najszczęśliwiéj należeć do siebie.
HILDA (z zapałem). O tak. Dla pana to także szczęście módz budować takie rozkoszne ogniska.
SOLNESS. Jakim kosztem, Hildo, jakim okropnym kosztem do tego doszedłem.
HILDA. Czy nigdy nie pozbędzie się pan téj myśli?
SOLNESS. Nie. Ażeby przyjść do budowania szczęśliwych ognisk dla drugich, musiałem się wyrzec — na zawsze wyrzec własnego rodzinnego ogniska, przy którém byłyby dzieci, a także ojciec i matka.
HILDA (ostrożnie). Musiałeś się pan wyrzec — i to wyrzec na zawsze?...
SOLNESS (przytakując powoli). Tak. Było to ceną tego szczęścia, o którém ludzie tak wiele mówią — hm — tego szczęścia nie mogłem taniéj okupić.