Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/659

Ta strona została skorygowana.

HILDA. Rzecz najgorsza.
PANI SOLNESS. Co pani ma na myśli?
HILDA (cicho). Straciła pani oboje dzieci.
PANI SOLNESS. Ach! to. Ale widzi pani była to rzecz zupełnie inna. Zrządzenie wyższe. A w takim razie należy się poddać a nawet Bogu dziękować.
HILDA. I pani tak robi?
PANI SOLNESS. Niestety! nie zawsze. Wiem jednak, że taki byłby mój obowiązek, a pomimo to nie mogę.
HILDA. To zdaje mi się bardzo naturalném.
PANI SOLNESS. Często też muszę powiedziéć saméj sobie, że to była słuszna kara.
HILDA. Za co?
PANI SOLNESS. Za to, że nie byłam dość wytrwałą w nieszczęściu.
HILDA. Nie pojmuję, jak...
PANI SOLNESS. Nie, pani, nie mówmy więcéj o dzieciach. Co do nich powinniśmy się tylko cieszyć, są teraz najzupełniéj szczęśliwe. To małe straty ranią najbardziéj, ranią do głębi duszy, kiedy się traci to wszystko, co ludzie uważają za rzeczy małéj wagi.
HILDA (kładzie ramiona na jéj kolanach i mówi z gorącem współczuciem). Droga pani. Powiedz mi to wszystko.
PANI SOLNESS. Jak mówiłam, chodzi tu o prawdziwe drobiazgi. Oto n. p. spaliły się dawne portrety, rozwieszone na ścianach, stare jedwabne szaty, które były w rodzinie od niepamiętnych czasów. Koronki po babce i prababce spaliły się także (smutnie). A do tego jeszcze wszystkie lalki.
HILDA. Lalki?
PANI SOLNESS (ze łzami w głosie). Miałam dziewięć prześlicznych lalek.
HILDA. I te się także spaliły?
PANI SOLNESS. Wszystkie. Ach! jak mnie to zmartwiło.
HILDA. Czy pani zachowała te lalki ze swoich lat dziecięcych?
PANI SOLNESS Przechowałam? nie. Ja i lalki zawsze byliśmy razem.
HILDA. Jakto, kiedy pani wyrosła?
PANI SOLNESS. I potém jeszcze.
HILDA. Nawet po zamążpójściu?
PANI SOLNESS. O tak. Wtedy gdy go nie było. — Spaliły się biedaczki. Nikt nie pomyślał o ich ratunku. To smutna myśl. Nie śmiéj się pani ze mnie.
HILDA. Ja się wcale nie śmieję.
PANI SOLNESS. Pod pewnym względem, można powiedzieć, że by-