Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/661

Ta strona została skorygowana.

uważnie). Czyś zmarzła, Hildo? bo tak wyglądasz.
HILDA. Tylko co wyszłam ze sklepień grobowych.
SOLNESS. Co to ma znaczyć?
HILDA. Że mnie to przejęło zimnem, mistrzu.
SOLNESS (powoli). Zdaje mi się — rozumiem.
HILDA. Dlaczegóż pan tu przyszedł?
SOLNESS. Widziałem stamtąd, że tu jesteś.
HILDA. A zatém widziałeś ją także?
SOLNESS. Wiedziałem, że zaraz odejdzie, skoro ja przyjdę.
HILDA. Czy to panu przykro, że ona tak zawsze schodzi ci z drogi?
SOLNESS. Pod pewnym względem sprawia mi to także ulgę.
HILDA. Że ciągle nie stoi na oczach?
SOLNESS. Właśnie.
HILDA. Że nie patrzysz pan przynajmniéj na to, jak się trapi tą śmiercią dzieci?
SOLNESS. Tak jest, głównie z tego powodu.
HILDA (idzie z rękami założonemi na plecach do balustrady i tam stoi patrząc na ogród).
SOLNESS (po krótkiém milczeniu). Długo pani z nią mówiła?
HILDA (stoi nieporuszona, nie odpowiadając).
SOLNESS. Czy długo, pytam?
HILDA (milczy).
SOLNESS. O czémżeście mówiły, Hildo?
HILDA (ciągle milczy).
SOLNESS. Biedna Alina niezawodnie mówiła o dzieciach.
HILDA (wstrząsana nerwowém drżeniem, szybko przytakuje kilkakrotnie).
SOLNESS. Ona tego nigdy nie przeboleje, nigdy w życiu (zbliża się do Hildy). Teraz stoisz tu znowu jak słup soli. Tak samo stałaś wczoraj.
HILDA (odwraca się i spogląda wielkiemi oczyma na niego). Odjeżdżam.
SOLNESS (ostro). Odjeżdżasz?
HILDA. Tak.
SOLNESS. Ja na to nie pozwolę.
HILDA. A cóż ja tutaj teraz?
SOLNESS. Byleś tylko tu była, Hildo.
HILDA (unikając jego wejrzenia). Byłoby to nie źle, tylko nie skończyłoby się na tém.
SOLNESS (bez namysłu). Tém lepiéj.
HILDA (gwałtownie). Nie mogę uczynić nic złego tym, których znam. Nie mogę im zabierać tego, co do nich należy.
SOLNESS. Któż o tém mówi?
HILDA (nie odpowiadając). Osobie obcéj, tak. To zupełnie co inne-