go. Gdyby to był ktoś, kogo nigdy w życiu nie widziałam... Ale ktoś taki, z kim się zbliżyłam... Nie, o nie. Fi!
SOLNESS. Ja też nie powiedziałem nic innego.
HILDA. Ach! mistrzu, wiesz doskonale, coby nastąpiło. Dlatego odjeżdżam.
SOLNESS. A cóż się ze mną stanie, gdy ciebie nie będzie? Czémże daléj żyć będę?
HILDA (z niewysłowionym wyrazem w oczach). O pana niéma kłopotu. Masz pan względem niéj obowiązki. Żyj dla obowiązku.
SOLNESS. Za późno. Te potęgi... te... te.
HILDA. Dyabliki.
SOLNESS Tak, dyabliki a także, i to złe, które jest we mnie. One to wyssały z niéj całą krew żywotną (śmieje się gorżko). Czyniły to dla mego szczęścia. O! niezawodnie! (smutno). Ona umarła — przezemnie, i ja, żywy, jestem do umarłéj przykuty (w dzikim niepokoju). Ja, ja, co nie mogę znieść życia bez szczęścia.
HILDA (przechodzi na drugą stronę stołu i siada na ławce z łokciem opartym na stole, z głową na ręku przygląda mu się przez chwilą w milczeniu). Co teraz naprzód budować będziesz?
SOLNESS (wstrząsając głową). Nie będzie to z pewnością wiele warte.
HILDA. Nie będziesz budował zacisznych domów dla ojca, matki i gromady dzieci?
SOLNESS. Ciekawym, czy one teraz będą potrzebne.
HILDA. Biedny mistrzu! Przecież pracowałeś nad tém całe lat dziesięć. Kładłeś w to niejako swoje życie — w to tylko.
SOLNESS. Masz słuszność, Hildo.
HILDA (wybuchając). Ach! jakże mi się to wszystko teraz marném wydaje! Jak marném!
SOLNESS. Jakto!
HILDA. Żeby człowiek nie mógł pochwycić własnego szczęścia, szczęścia życia, tylko dlatego, że na drodze stoi ktoś, kogo się nie zna.
SOLNESS. Ktoś, na kogo się wprzód nie zważało.
HILDA. Chciałabym wiedziéć, czy to rzeczywiście nie można. Ale pomimo to... Ach! gdyby przespać tę całą sprawę. (Kładzie się na stole, opiera na nim głowę lewą stroną i zamyka oczy).
SOLNESS (przysuwa fotel i siada przy stole). Czy masz spokojne, szczęśliwe ognisko, Hildo, tam u ojca?
HILDA (nieporuszona, odpowiada jakby przez sen). Miałam tylko klatkę.
SOLNESS. I nie chcesz do niéj wrócić?
HILDA (jak wyżéj). Ptak leśny nigdy nie wraca do klatki.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/662
Ta strona została skorygowana.