SOLNESS. Słyszałem, że tu ktoś chce ze mną mówić?
HILDA. To ja, mistrzu.
SOLNESS. Ty, Hildo, a ja bałem się, że doktór i Alina.
HILDA. Podobno jesteś we wszystkiém bojaźliwy.
SOLNESS. Tak sądzisz?
HILDA. Ludzie mówią, że boisz się chodzić po rusztowaniach?
SOLNESS. Zachodzą pewne okoliczności.
HILDA. Ale się boisz?
SOLNESS. Tak, boję się.
HILDA. Boisz się spaść i kark skręcić?
SOLNESS. Nie, nie tego.
HILDA. Czegóż więc?
SOLNESS. Boję się, Hildo, zadośćuczynienia.
HILDA. Zadośćuczynienia? (wstrząsa głową). Tego nie rozumiem.
SOLNESS. Usiądź, opowiem ci coś.
HILDA. Opowiadajże zaraz (siada na taburecie przy balustradzie i patrzy na niego z oczekiwaniem).
SOLNESS (rzuca kapelusz na stół). Wiesz, iż pierwsze budynki, jakie stawiałem, to były kościoły.
HILDA (przytakując). Tak, wiem o tém.
SOLNESS. Bo widzisz, chowałem się na wsi, w domu pobożnym i byłem przekonany, że nic wyższego nad te budowy być nie może.
HILDA. Dlaczego nie?
SOLNESS. I mogę powiedzieć, że budowałem te małe, ubogie kościoły z tak szczerém i gorącém uczuciem, że — że...
HILDA. Że... Cóż?
SOLNESS. Że zdaje mi się, On powinien był być ze mnie zadowolony.
HILDA. On? Jaki On?
SOLNESS. Naturalnie Ten, dla którego były przeznaczone kościoły, ku którego czci i chwale je stawiano.
HILDA. Ach! tak. Ale skąd-że wiesz, że — że On nie był — z ciebie zadowolony?
SOLNESS (szyderczo). On zadowolony ze mnie! Jak można mówić coś podobnego, Hildo. Wszakże pozwolił, by złe rządziło mną, według swego widzi mi się. On, który rozkazał, by wszędzie i zawsze, we dnie i w nocy służyły mi — te wszystkie, te...
HILDA. Dyabliki.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/669
Ta strona została skorygowana.
SCENA DZIEWIĄTA.
SOLNESS, HILDA.