PANI SOLNESS. Umieram z trwogi, nie mogę znieść tego widoku.
HERDAL. To nie, patrz pani.
HILDA. Teraz stoi na najwyższym szczeblu. Na samym szczycie.
HERDAL. Niech się nikt nie rusza. Słyszycie!
HILDA (z uczuciem szczęścia). Nareszcie! Nareszcie! Widzę go znowu swobodnym i wielkim.
RAGNAR (prawie bez głosu). Ależ to jest...
HILDA. Takim widziałam go przed sobą przez długie lat dziesięć. Z jaką pewnością on tam stoi. Ach! jak to przejmuje. Patrzcie, zawiesza wieniec na szczycie wieży.
RAGNAR. Zdaje mi się, że widzę niemożliwość.
HILDA. Bo téż to, co on czyni, jest niemożliwością (z niewypowiedzianym wyrazem w oczach). Czy tam jest jeszcze ktoś obok niego, tam wysoko?
RAGNAR. Nikogo niéma.
HILDA. Ale on z kimś mówi?
RAGNAR. Pani się myli.
HILDA. I nie słyszysz pan w górze tego śpiewu?
RAGNAR. Zapewne wiatr skrzypi chorągiewką.
HILDA. Ja słyszę śpiew, śpiew gwałtowny (woła z dziką radością). Tam, tam teraz powiewa kapeluszem. Kłania się! Ach! kłania się znowu. Teraz wszystko spełnione (wyrywa doktorowi biały szal z ręki i powiewa nim, krzycząc): Niech żyje budowniczy Solness!
HERDAL. Przestań! przestań, na miłość Boga! (Panie na werandzie powiewają chustkami. Na ulicy słychać okrzyk: Niech żyje, a zaraz potém krzyk przerażenia; widać wyraźnie pomiędzy drzewami ciała spadające wraz z kawałkami rusztowania).
PANI SOLNESS I PANIE (jednocześnie). Spada! Spada! (Pani Solness chwieje się i pada wznak zemdlona, przy krzykach i krzątaniu się pań. Tłum na ulicy wypiera parkan i tłoczy się do ogrodu. Herdal śpieszy na miejsce wypadku, przez ogród. Krótkie milczenie).
HILDA (patrzy nieporuszona, jakby skamieniała). Mój mistrz!
RAGNAR (drżący, trzyma się mocno balustrady). Musi być zmiażdżony, zabity na miejscu.
JEDNA Z PAŃ (w czasie, gdy inne wynoszą panią Solness do domu). Biegnij pan po doktora.
RAGNAR. Nie jestem w stanie się ruszyć.
JEDNA Z PAŃ. To zawołaj pan kogo przynajmniéj.
RAGNAR (probuje wołać). Jakże tam? Czy żyje?
GŁOS Z TŁUMU. Budowniczy nie żyje.
INNE GŁOSY (bliżéj). Cała głowa zmiażdżona, w upadku uderzył nią o kamienie.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/674
Ta strona została skorygowana.