RYTA (ze znaczącym uśmiechem). Czy doprawdy nikogo takiego niéma?
ASTA. O ile wiem (zmieniając ton). Powiedz mi, Ryto, gdzie Alfred? Może śpi jeszcze?
RYTA. Cóż znowu. Wstał on dziś tak rano jak zazwyczaj.
ASTA. No, to nie musiał być bardzo zmęczony.
RYTA. Był zmęczony, w nocy, w chwili powrotu. Teraz jednak miał u siebie przez całą godzinę Eyolfa.
ASTA. Biedny mizerny dzieciak. Więc on znowu będzie teraz uczyć się ciągle i przesiadywać nad książką.
RYTA (ruszając ramionami). Wiész, że taka jest wola Alfreda.
ASTA. Tak, ale ty, Ryto, powinnaś się temu sprzeciwić.
RYTA (trochę niecierpliwie). Wybacz, w to doprawdy mieszać się nie mogę. Alfred się na tych rzeczach rozumie lepiéj odemnie. Czémże zresztą Eyolf zająć się może? Nie podobna mu biegać, bawić się jak inne dzieci.
ASTA (z postanowieniem). To ja pomówię o tém z Alfredem.
RYTA. Zrób to, droga Asto... Otóż i oni. (Alfred Allmers wchodzi drzwiami z lewéj strony, prowadząc za rękę Eyolfa. Allmers nosi letni garnitur, jest to człowiek lat trzydziestu siedmiu o łagodnych oczach i rzadkich ciemnych włosach, szczupły, delikatnéj budowy. Twarz jego jest myślącą i poważną. Eyolf ubrany jest w rodzaj mundurka ze złotemi pętlicami i guzikami. Chłopiec kuleje i opiera się na kuli, jest małego wzrostu, wygląda chorobliwie, ale ma piękne, inteligentne oczy).
ALLMERS (puszcza Eyolfa i z radosnym zdziwieniem śpieszy do Asty, wyciągając do niéj obie ręce). Asta! Asta najdroższa! Jesteś tu. Jakżem szczęśliwy, że cię widzę znowu.
ASTA. Miałam uczucie, że tu być muszę. Witam cię z całego serca.
ALLMERS (ściskając jéj ręce). To ślicznie z twojéj strony.
RYTA. Nieprawdaż, że doskonale wygląda.
ASTA (przypatrując mu się). Doskonale! znakomicie. Ma jasne, wesołe oczy! Pewnieś dużo pisał w podróży. (Z radosném podnieceniem). Wreszcie twoja książka skończona?
ALLMERS (wzruszając ramionami). Książka? Ach! to.
ASTA. Myślałam, że ci to tak łatwo pójdzie w czasie podróży.
ALLMERS. Tak i ja sądziłem, ale widzisz, stało się inaczéj zupełnie. Nie napisałem ani jednego wiersza.
ASTA. Nie pisałeś wcale?
ALLMERS. Doprawdy, nie rozumiem, jakim sposobem nie ruszyłem nawet piórem!
ASTA. I cóżeś robił, Alfredzie, przez ten cały czas.
ALLMERS (uśmiechając się). Dałem zupełną swobodę myślom, myślałem i myślałem ciągle.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/681
Ta strona została skorygowana.