ALLMERS (zatrzymuje się przy stole i patrzy na nie). Eyolf może kiedyś podejmie pracę mego życia. To jest, jeżeli tego chciéć będzie, albo téż wybierze sobie inną, która byłaby bezpodzielną jego własnością, prawdopodobniéj tak będzie. W każdym razie ja swoję porzucam.
RYTA (podnosząc się). Ależ, najdroższy, czyż nie możesz razem pracować dla Eyolfa i dla siebie?
ALLMERS. Nie, nie, tego nie potrafię, to niepodobna. Nie mogę się podzielić i dlatego wybieram. Eyolf będzie koroną naszego rodu i teraz nowym zadaniem mego życia jest, uczynić go takim.
ASTA (która powstała także, zbliża się do niego). Musiałeś stoczyć z sobą straszną walkę, Alfredzie?
ALLMERS. Ma się rozumiéć! Tu w domu nigdybym nie doszedł do ładu sam z sobą, nigdybym się nie zdobył na to poświęcenie. Nigdy tu w domu.
RYTA. I dlatego wyjechałeś tego lata?
ALLMERS (z błyszczącym wzrokiem). Tak jest, a gdym się znalazł tam, w zupełnéj samotności, gdym widział, jak na szczytach jaśniały ostatnie promienie słońca, uczułem się bliżéj gwiazd. Zdawało mi się, że pomiędzy nam, jest podobieństwo, że się wzajem rozumiemy. I wtedy to postanowiłem...
ASTA (patrząc smutnie na niego). Więc już na zawsze porzuciłeś dzieło. „O odpowiedzialności ludzkiéj”?
ALLMERS. Na zawsze, Asto. Powiedziałem już, że się podzielić nie mogę pomiędzy dwa obowiązki. Dzieło o odpowiedzialności przeprowadzę — ale w życiu.
RYTA (z uśmiechem). I sądzisz, że tu w domu będziesz mógł spełnić swoje postanowienie?
ALLMERS (biorąc jéj rękę). Tak jest, w połączeniu z tobą. (Wyciąga drugą rękę do Asty). I w połączeniu z tobą, Asto.
RYTA (wyrywając rękę). Więc w połączeniu z dwoma? — Podzielić się potrafisz.
ALLMERS. Ależ najdroższa...
BORGHEIM. Dzień dobry, dzień dobry, pani. (Spostrzega Allmersa z radosném zdziwieniem). Co widzę! Powrócił pan?
ALLMERS. (ściskając mu rękę). Powróciłem dziś w nocy.
RYTA (wesoło). Nie miał dłuższego urlopu.
ALLMERS. Ale przecież, tak nie było, Ryto?
RYTA (zbliżając się). Może i było, czas urlopu się skończył.
BORGHEIM. Aj! pani tak trzymasz w cuglach męża?