Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/704

Ta strona została skorygowana.

ALLMERS. Gdym tak był pogrążony w boleści, przyszło mi nagle na myśl, jaki dziś będzie obiad.
ASTA (uspakajająco). Jeśli ci to tylko dało chwilę spokoju...
ALLMERS. Istotnie, była to jakby chwila wytchnienia (wyciąga do niéj rękę). Jak to dobrze, iż mam ciebie, Asto. Rad jestem z tego, rad pomimo mego bólu.
ASTA (patrząc na niego poważnie). Powinieneś nade wszystko być rad z tego, że masz Rytę.
ALLMERS. To się samo przez się rozumie. Ale z Rytą spokrewniony nie jestem. To już nie to, co siostra.
ASTA (zdziwiona). Co ty mówisz?
ALLMERS. Nasza rodzina ma swoje odrębności (pół żartem). Imiona u nas zaczynają się zawsze od samogłosek otwartych. Przypomnij sobie, żeśmy nieraz o tém mówili. A nasi krewni — wszyscy są jednako ubodzy. Wszyscy téż mają oczy do siebie podobne.
ASTA. Czy ja także?
ALLMERS. Nie, ty jesteś zupełnym obrazem swojéj matki. Wcale się w nas nie wdałaś, nawet w ojca. Jednak...
ASTA. Jednak powiadasz...
ALLMERS. Jednak, zdaje mi się, że wspólne życie wyrobiło téż pomiędzy nami wiele rzeczy wspólnych. Każde z nas wzorowało się na drugiém. Naturalnie, pod względem duchowym.
ASTA (z głębokiém wzruszeniem). Nie mów tego, Alfredzie. To ja urobiłam się wedle ciebie. Tobie zawdzięczam wszystko — wszystko dobre na tym świecie.
ALLMERS (wstrząsając głową). Ty mi nic nie zawdzięczasz, Asto, a szczególniéj...
ASTA. Wszystko ci zawdzięczam, sam to wiesz najlepiéj. Żadna ofiara nie była ci trudną...
ALLMERS (przerywając). Cóż znowu! Ofiary! Nie mów mi o nich! Ja tylko cię kochałem, Asto, kochałem od maleńkości (po krótkiém milczeniu). A oprócz tego, zdawało mi się zawsze, żém miał wiele niesprawiedliwości do naprawienia.
ASTA (zdziwiona). Niesprawiedliwości? Ty?
ALLMERS. Nie moich właściwie, ale...
ASTA (zdumiona). Ale?
ALLMERS. Ale ojca.
ASTA (powstając z ławki). Ojca? (siada znowu). Co przez to rozumiesz?
ALLMERS. Ojciec nie był nigdy dobrym dla ciebie.
ASTA (gwałtownie). Nie mów tego.
ALLMERS. A przecież, to prawda. Ojciec ciebie nie kochał, a przynajmniéj nie tak, jak był powinien.