ALLMERS (chwiejąc się na nogach). Asto! Co ty mówisz!
ASTA. Przeczytaj listy. Dowiesz się — zrozumiesz — i może téż przebaczysz matce.
ALLMERS (chwytając się za głowę). Nie mogę tego pojąć. Nie mogę zebrać myśli. Więc ty, Asto, ty nie jesteś...
ASTA. Nie jesteś moim bratem, Alfredzie.
ALLMERS (gwałtownie, dumnie, patrząc na nią). Dobrze więc, to jednak właściwie nie zmienia naszego stosunku. W gruncie rzeczy, to nic nie znaczy.
ASTA (wstrząsając głową). To wszystko zmienia, Alfredzie. Nasz stosunek nie jest stosunkiem brata i siostry.
ALLMERS. Być może, jednakże jest on zarówno świętym i zawsze świętym pozostanie.
ASTA. Nie zapominaj, że podpada prawom przemiany — jakeś niedawno sam mówił.
ALLMERS (patrząc na nią badawczo). Czy przez to rozumiesz, że...
ASTA (cicho, wzruszona, z tkliwością). Ani słowa więcéj, drogi mój Alfredzie (bierze lilie leżące na krześle). Czy chcesz je?
ALLMERS (biorąc je). Dziękuję ci.
ASTA (ze łzami w oczach). Niech to będzie ostatnie pozdrowienie od... od małego Eyolfa.
ALLMERS (patrząc na nią). Od Eyolfa, tam w głębi, czy od ciebie?
ASTA (cicho). Od nas obojga! (bierze parasol). Chodźmy teraz do Ryty.
ALLMERS (bierze ze stołu kapelusz i mówi z boleścią). Asta — Eyolf. — Mały Eyolf (wychodzi za Astą).