Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/717

Ta strona została skorygowana.

ASTA (z westchnieniem). Biedna Ryta, biedny Alfred!
BORGHEIM (zajęty flagą). I masz pani serce od nich odjeżdżać? Widzę, że pani gotowa do drogi, dlatego pozwalam sobie uczynić to pytanie.
ASTA (stłumionym głosem). Muszę jechać.
BORGHEIM. Skoro pani musi...
ASTA. Pan także wyjeżdża dziś w nocy.
BORGHEIM. Ja także muszę. Odjeżdżam koleją. Pani także?
ASTA. Nie, parowcem.
BORGHEIM (zapatrzony w nią). Każde więc z nas, w swoję stronę.
ASTA. Tak.

(Patrzy na niego, gdy wywiesza flagę do połowy słupa. Borgheim skończywszy, zbliża się do Asty).

BORGHEIM. Panno Asto, nie może sobie pani wyobrazić, jak mi żal małego Eyolfa.
ASTA (podnosząc na niego oczy). Jestem o tém przekonana.
BORGHEIM. To takie przykre uczucie. A przecież żałoba ta właściwie nie powinna mnie obchodzić.
ASTA (patrząc na flagę). Z czasem to przeminie — wszystko przeminie. Tak jest z każdym smutkiem.
BORGHEIM. Z każdym? Pani w to wierzy?
ASTA. Każdy przeminie — jak ulewa. Gdy pan stąd będzie daleko, to...
BORGHEIM. Musiałbym być bardzo daleko.
ASTA. Przytém lubisz pan budować nowe drogi — koleje.
BORGHEIM. Nie będzie tam nikogo, coby mi pomagał.
ASTA. Może pan kogo znajdzie.
BORGHEIM (wstrząsając głową). Nikogo, nikogo, z kim mógłbym radość podzielić. Bo wszak idzie tu właściwie o radość.
ASTA. A nie o pracę i trudy?
BORGHEIM. Ech! z tém sobie człowiek i sam da radę.
ASTA. Ale pan uważa, iż radością podzielić się trzeba?
BORGHEIM. Tak, inaczéj radość nie byłaby szczęściem.
ASTA. Może pan ma słuszność.
BORGHEIM. No, czas jakiś można utrzymać radość dla siebie samego, ale nie długo. Nie, nie, ażeby prawdziwie używać szczęścia, trzeba być we dwoje.
ASTA. Tylko we dwoje, nie więcéj?
BORGHEIM. Widzi pani, to już zupełnie co innego. Panno Asto, czy nie przystaniesz pani na to nigdy, ażeby szczęście, radość, trudy, obowiązki z jedną osobą podzielić, tylko z jedną?
ASTA. Jużem raz próbowała.
BORGHEIM. Pani?!