Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/723

Ta strona została skorygowana.

RYTA. Ach! nie mówię o dzwonie. Cały dzień słyszę ten odgłos. — Teraz znowu.
ALLMERS. (zbliżając się do niéj). Mylisz się, Ryto.
RYTA. Nie. Słyszę wyraźnie. Brzmi to jak dzwon umarłych. Powoli, powoli. A zawsze te same słowa.
ALLMERS. Słowa? jakie słowa?
RYTA (w takt pochylając głowę). „Tam pły-nie ku-la, pły-nie ku-la”. Ty musisz słyszéć je także.
ALLMERS (wstrząsając głową). Nic nie słyszę, bo téż nic nie słychać.
RYTA. Mów, co chcesz, ja słyszę je najwyraźniéj.
ALLMERS (spoglądając na balustradę). Są już na statku. Płyną ku miastu.
RYTA. Że téż ty tego nie słyszysz: „Tam pły-nie ku-la, pły-nie”.
ALLMERS. Nie stój tam, słuchając tego, co nie istnieje. Asta i Borgheim są już na statku, mówiłem ci. Odpłynęli, Asta odjechała.
RYTA (spoglądając na niego nieśmiało). I ty pewno także wkrótce odjedziesz, Alfredzie?
ALLMERS (szybko). Co masz na myśli?
RYTA. Że niedługo za swoją siostrą pojedziesz.
ALLMERS. Czy ci to Asta mówiła?
RYTA. Nie, aleś sam powiedział, że to myśl o Aście — połączyła nas dwoje.
ALLMERS. Tak, ale potém ty sama przywiązałaś mnie do siebie wspólném życiem.
RYTA Ach! w twoich oczach nie jestem już tak olśniewająco piękną.
ALLMERS. Prawo przemiany powinno jednak w końcu nas utrzymać przy sobie.
RYTA (zwolna pochylając głowę). Teraz we mnie odbywa się przemiana. Jest to uczucie tak bolesne.
ALLMERS. Bolesne?
RYTA. Tak, bo jest to rodzaj porodu.
ALLMERS. Tak jest, albo raczéj jest to zmartwychwstanie. Pochód ku wyższemu istnieniu.
RYTA (spogląda przed siebie zniechęcona). Tak, ale przytém utraca się całe szczęście życia.
ALLMERS. Przy téj stracie są i zyski.
RYTA (gwałtownie). Próżne słowa! Dobry Boże, jesteśmy przecież tylko ziemskiemi ludźmi.
ALLMERS. Jesteśmy jednak spokrewnieni także z niebem i morzem, Ryto.
RYTA. Ty może! Ja nie.
ALLMERS. Ty może więcéj jeszcze, niż się domyślasz.