RYTA. Co to być może? (wzburzona). Och! niezawodnie go odnaleźli.
ALLMERS. Jego nigdy nie odnajdą.
RYTA. Więc cóż to?
ALLMERS (zbliżając się do niéj). Tylko bijatyka, jak zwykle.
RYTA. Na dole, na wybrzeżu.
ALLMERS. Właśnie. Ta cała miejscowość powinna być zburzona. Teraz mężczyźni powrócili do domów pijani, jak zazwyczaj, biją dzieci, kobiety wołają o ratunek.
RYTA. Trzeba-by im kogo posłać na pomoc...
ALLMERS (twardo i szorstko). Na pomoc im, którzy nie ratowali Eyolfa. Nie, niech giną tak, jak pozwolili zginąć Eyolfowi.
RYTA. Nie powinieneś tak mówić, Alfredzie, nie powinieneś tego myśléć.
ALLMERS. Nie mogę myśléć inaczéj. Te wszystkie rudery trzeba zwalić.
RYTA. A cóż się stanie wówczas z biednemi ludźmi?
ALLMERS. Muszą się stąd wynieść.
RYTA. A dzieci?
ALLMERS. Choćby miały zmarniéć, jest mi to zupełnie obojętne.
RYTA (z cichą wymówką). Wmawiasz sam w siebie, że jesteś tak twardy.
ALLMERS (gwałtownie). Mam prawo być twardym. Jest to nawet moim obowiązkiem.
RYTA. Twoim obowiązkiem?
ALLMERS. Obowiązkiem względem Eyolfa. On powinien być pomszczony. Krótko mówiąc, pamiętaj, Ryto, cała miejscowość na dole powinna być zrównana z ziemią, gdy mnie już tu nie będzie.
RYTA (patrząc na niego badawczo). Gdy ciebie już tu nie będzie?
ALLMERS. Będziesz miała przynajmniéj czém sobie zapełnić życie, coś takiego miéć musisz.
RYTA (z postanowieniem). Masz słuszność, muszę mieć czém życie zapełnić. Zgadnij jednak, co przedsięwezmę, gdy ciebie nie będzie?
ALLMERS. Cóż?
RYTA (powoli, z postanowieniem). Skoro mnie opuścisz, zejdę na wybrzeże i wszystkie biedne, opuszczono dzieci, zabiorę tutaj do naszego domu. Tak, wszystkich tych niechowanych chłopców.
ALLMERS. I cóż z niemi zrobisz?
RYTA. Wezmę ich do siebie.
ALLMERS. Ty?
RYTA. Tak, ja. W dniu, w którym mnie porzucisz, oni tu będą — wszyscy — jak gdyby byli mojemi, własnemi dziećmi.
ALLMERS. Na miejscu małego Eyolfa.
RYTA. Tak jest, na miejscu małego Eyolfa. Mieszkać będą
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/726
Ta strona została skorygowana.