RYTA. Nie, mam inne powody.
ALLMERS. Jakież to?
RYTA (ciszéj, z bolesnym uśmiechem). Wiesz, chcę zażegnać owe wielkie, otwarte oczy.
ALLMERS (zdziwiony wpatruje się w nią pilnie). Może mógłbym pomagać ci, Ryto?
RYTA. I ty chciałbyś?
ALLMERS. Tak, gdybym tylko wiedział, że potrafię.
RYTA (z wahaniem). Ale wtedy musiałbyś tu pozostać.
ALLMERS (po cichu). Spróbujmy, czy nam się to uda.
RYTA (zaledwie słyszalnym głosem). Spróbujmy Alfredzie. (Oboje stoją przez chwilę milczący. Potém Allmers idzie do słupa i flagę podnosi na szczyt jego. Ryta pozostaje przy altanie i spogląda na niego w milczeniu).
ALLMERS (zbliża się znowu). Mamy ciężką pracę przed sobą, Ryto.
RYTA. Obaczysz, że kiedyś niespodzianie przyjdzie na nas spokój niedzielny.
ALLMERS (z cichém wzruszeniem). Wtedy zauważymy może odwiedziny ducha.
RYTA (szeptem). Ducha?
ALLMERS (jak wyżéj). Tak, może w takich chwilach ci, których utraciliśmy — są przy nas.
RYTA (przytakuje powoli). Nasz mały Eyolf a także duży Eyolf.
ALLMERS (patrząc przed siebie). W końcu ujrzymy może czasem w drodze życia choćby przelotny jego obraz.
RYTA. Gdzież mamy szukać go wzrokiem, Alfredzie?
ALLMERS (patrząc na nią). Tam w górze.
RYTA (skłaniając głowę). Tak, tak, w górze.
ALLMERS. W górze, gdzie szczyty, gwiazdy, gdzie wielka cisza.
RYTA (podając mu rękę). Dziękuję ci.