tylko, na naszę rodzinę. Ktoby mógł przypuścić, że właśnie ona dotkniętą będzie w taki sposób.
ELLA RENTHEIM. Ach! Gunildo. Ileż innych rodzin było także tym ciosem dotkniętych!
PANI BORKMAN. Tak, tak, ale cóż mi te inne znaczyły?.. A potém, im szło tylko o trochę złota, albo o papiery, które go reprezentowały. Ale my — ale ja... Przytém Erhard, Erhard, co był wówczas takiém dzieckiem. (z wzrastającem oburzeniem). A ten wstyd, ta okropna hańba! I jeszcze do tego zupełna ruina.
ELLA RENTHEIM (z ostrożnością). Powiedz mi, Gunildo — jak on to znosi?
PANI BORKMAN. Mówisz o Erhardzie?
ELLA RENTHEIM. Nie, mówię o nim. Jak on to znosi?
PANI BORKMAN (szyderczo). Myślisz może, iż się o to pytam?
ELLA RENTHEIM. Pytać? pytać nie potrzeba.
PANI BORKMAN (patrząc na nią zdziwiona). Nie sądzisz przeciéż, bym z nim przestawała, bym go widywała?
ELLA RENTHEIM. Więc i to nie?
PANI BORKMAN (jak wyżej). On, co odsiadywać musiał za kratami, w zamknięciu, całe długie pięć lat. (Zakrywa sobie twarz rękoma).
Och! Co to za hańba! (Z wybuchem). I pomyśleć, czém było nazwisko Jana Gabryela Borkmana, co ono w swoim czasie znaczyło. Nie, nie, nie, — nie chcę go już widzieć — nigdy.
ELLA RENTHEIM (patrzy na nią przez chwilę). Masz twarde usposobienie Gunildo.
PANI BORKMAN. Tak, względem niego.
ELLA RENTHEIM. Jest on przecież twoim mężem.
PANI BORKMAN Alboż nie mówił przed sądem, że to ja go do ruiny przywiodłam? Żem zbyt wiele potrzebowała pieniędzy?
ELLA RENTHEIM (ostrożnie). Czy w tém nie było nic prawdy?
PANI BORKMAN. Było, bo on tak chciał... Ta szalona rozrzutność.
ELLA RENTHEIM. Wiem, wiem. Ale właśnie tyś powinna była go powstrzymywać, a tegoś nie robiła.
PANI BORKMAN. Alboż wiedziałam, że to nie były jego pieniądze — te pieniądze, które mi pozwalał marnować i które sam marnował — stokroć więcéj ode mnie.
ELLA RENTHEIM (spokojnie). Tego zapewne wymagało jego położenie, przynajmniéj w wielkiéj części.
PANI BORKMAN (szyderczo). Naturalnie, mówi się zawsze: „trzeba reprezentować”. I reprezentowaliśmy też porządnie. Powóz w cztery konie — jak gdyby był królem. A ludzie idący pieszo zachowywali się jak wobec króla. (Śmieje się). Nawet nazywano go po imieniu —
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/733
Ta strona została przepisana.