zostawić memu chłopcu wybór pomiędzy matką a tobą, o tak, do tyla sobie ufam.
ELLA RENTHEIM (nasłuchując). Ktoś idzie. Tak mi się przynajmniéj zdaje.
PANI BORKMAN. Pewno Erhard.
PANI WILTON. Dobry wieczór, droga pani.
PANI BORKMAN (trochę sucho). Dobry wieczór pani (wskazując pokojówce oranżeryę). Weź stamtąd lampę i zapal ją.
PANI WILTON (spostrzegając Ellę Rentheim). Och! przepraszam, pani ma gości.
PANI BORKMAN. Tylko moję siostrę, która w téj chwili przyjechała.
ERHARD (na progu). Co słyszę! Jest tu ciotka Ella? (biegnie do niéj i chwyta jéj ręce). Ciociu! Ciociu! czy to możliwe? Ty tutaj?
ELLA RENTHEIM (zarzucając mu ręce na szyję). Erhardzie! mój drogi, dobry chłopcze! Jakżeś ty wyrósł! Jakież to szczęście, widziéć cię znowu!
PANI BORKMAN (ostro). Cóż to ma znaczyć, Erhardzie — czyś się gdzie w domu ukrywał?
PANI WILTON (szybko). Erhard, proszę pani, towarzyszył mi tutaj.
PANI BORKMAN (nie patrząc na nią). To tak, Erhardzie, nie do matki najpierw przybywasz?
ERHARD. Byłem tylko na chwilę u pani Wilton, ażeby małą Frydę przyprowadzić.
PANI BORKMAN. Czy ta panna Foldal jest także z wami?
PANI WILTON. Została w sieni.
ERHARD (mówi we drzwiach). Idź na górę, Frydo!