PANI WILTON. A przytém przyznać trzeba, iż więcéj wdzięczności winniśmy dobréj przybranéj matce, niżeli własnej.
PANI BORKMAN. Czy pani to mówi z doświadczenia?
PANI WILTON. Moję matkę znałam tak mało. Ale gdybym była miała taką dobrą przybraną matkę może byłabym—nie tak źle wychowaną, jak to ludzie o mnie mówią (do Ercharda). Więc zostaje się grzecznie w domu z mamą i ciocią i pije się z niemi herbatę (do pani Borkman) Żegnam drogą panią (do panny Rentheim). Żegnam łaskawą panią. (Panie odpowiadają milczącym ukłonem. Pani Wilton zabiera się do wyjścia).
ERHARD. (zbliżając się do niéj). Czy mogę panią kawałek drogi odprowadzić?
PANI WILTON (przy drzwiach zabraniająco). Ani jednego kroku.
Nawykłam już iść sama swoją drogą. (Staje we drzwiach i patrzy na niego kiwając głową). Teraz jednak miej się pan na ostrożności — ostrzegam.
ERHARD. Przed czémże to mam się mieć na ostrożności?
PANI WILTON. Widzi pan, kiedy teraz pójdę swoją drogą—sama i opuszczona — jak to mówiłam, to sprobuję siły moich czarów na panu?
ERHARD (śmieje się). To się nie udało. Chcesz pani znowu probować?
PANI WILTON (pół seryo). Strzeż się pan jednak. Kiedy raz tam będę, powiem sobie w duchu, powiem z całą potęgą woli: „Panie Erhardzie—bierz zaraz kapelusz“.
PANI BORKMAN. I pani sądzi, że on to uczyni?
PANI WILTON (śmiejąc się). Naturalnie. Zaraz pochwyci kapeluszi A wtedy powiem jeszcze: „Erhardzie Borkman, weź zaraz futro . kalosze“. Nie zapominaj o kaloszach i przyjdź za mną. Tylko posłusznie, zawsze posłusznie.
ERHARD (z powstrzymaną wesołością). Tego możesz pani być pewną.
PANI WILTON (z podniesionym palcem). Posłusznie, zawsze posłusznie.—Żegnam. (Kłania się paniom ze śmiechem i drzwi za sobą zamyka).
PANI BORKMAN. Czy ona doprawdy robi takie sztuki?
ERHARD. Ale gdzież tam, czyż możesz coś podobnego przypuszczać. Ot tak żartuje. (Zmieniając ton). Teraz nie mówmy już o pani Wilton. (Sadza Ellę na fotelu przy piecu).
ERHARD (przez chwilę stoi przy niéj i patrzy na nią). Ciociu, że téż przedsięwzięłaś tak daleką podróż i jeszcze w zimie!
ELLA RENTHEIM. Byłam do tego zmuszoną, Erhardzie.
ERHARD. Tak! Dlaczegóż?
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/745
Ta strona została przepisana.