ERHARD. Tam palą się światła, tam są młode, wesołe twarze, tam matko brzmi muzyka.
PANI BORKMAN (wskazując w górę). Tam także brzmi muzyka.
ERHARD. Ach właśnie ta muzyka—mnie z domu wypędza.
ELLA RENTHEIM. Nie chcesz, by twój ojciec miał tę chwilę zapomnienia.
ERHARD. Ależ chcę, chcę, bylem ja jéj nie słyszał.
PANI BORKMAN (patrzy na niego zachęcająco). Bądź silnym, Erhardzie, tak, mój chłopcze, nie zapominaj nigdy, że masz przed sobą wielkie zadanie.
ERHARD. Ach! matko, oszczędź sobie tych słów, ja się nie przydam do tego zadania. Żegnam ciociu. Żegnam, mamo (wychodzi śpiesznie).
PANI BORKMAN (po krótkiéj chwili). Ty go znowu do siebie przyciągniesz Ello.
ELLA RENTHEIM. Gdybym w to mogła wierzyć.
PANI BORKMAN. Nie utrzymasz go jednak długo, bądź pewna.
ELLA RENTHEIM. Bo ty temu przeszkodzisz?
PANI BORKMAN. Albo ja, albo—ona, tamta.
ELLA RENTHEIM. Więc lepiéj ona niż ty.
PANI BORKMAN (przytakując zwolna). Rozumiem cię. Ja to samo powiadam. Już lepiéj ona niż ty.
ELLA RENTHEIM. Gdziekolwiekby go to zawieść mogło!
PANI BORKMAN. Niemal powiedzieć mogę, że mi to wszystko jedno.
ELLA RENTHEIM (biorąc płaszcz i kapelusz). Pierwszy raz w życiu, my bliźniacze siostry zgadzamy się. — Dobranoc, Gunildo.
PANI BORKMAN (Patrzy przez czas jakiś sztywno, potém wstrząsa się i jakby wije z bólu, szepcząc bezwiednie). Otóż znowu wilk wyje, wyje chory wilk (Stoi chwilę, potem rzuca się na ziemię z jękiem, szepcąc w rozpaczy). Erhardzie, Erhardzie—pozostań mi wiernym. Wróć do mnie, wspomóż twoję matkę, bo już dłużéj tego życia nie zniosę.