a przynajmniéj wierzy jak oni, że adwokat Hinkel spełnił tylko swą przeklętą powinność, zdradzając mnie.
FOLDAL. Wielki Boże, któżby mógł przedstawić mu rzeczy w tém świetle?
BORKMAN. Pytasz, kto? Nie zapominaj, przez kogo był chowany.
Naprzód od szóstego czy siódmego roku życia — ciotka. A potém — matka.
FOLDAL. Zdaje mi się, że popełniasz względem nich niesprawiedliwość tém posądzeniem.
BORKMAN (z wybuchem). Nigdy względem nikogo nie popełniam niesprawiedliwości. Obiedwie, powiadam ci, podburzały go przeciw mnie.
FOLDAL (ulegając mu). No, to może tak i było.
BORKMAN (z goryczą). O, te kobiety! psują i paczą nam życie! one to marnują nasz los, stają na drodze tryumfu.
FOLDAL. Przecież nie wszystkie.
BORKMAN. Czy tak? wymień mi choć jednę, która byłaby coś warta!
FOLDAL. Otóż w tém rzecz, że te kilka, które znam, nie są nic warte.
BORKMAN (szyderczo). Nie na wiele się zda, że inne istnieją — skoro ich nie znamy.
FOLDAL (z zapałem). Zda się, Janie Gabryelu, zda na coś, wspaniała, krzepiąca myśl — że gdzieś — w dali istnieje szlachetna kobieta.
BORKMAN (niecierpliwie). Ach! dajże pokój tym poetycznym ambajom.
FOLDAL (patrząc na niego, zraniony boleśnie). Nazywasz moje najświętsze wierzenia poetycznemi ambajami?
BORKMAN (twardo). Nazywam je tak, bo dzięki im to nigdy nie mogłeś dojść do niczego. Gdybyś te wszystkie bzdurstwa raz porzucił, mógłbym cię jeszcze postawić na nogi — dać ci stanowisko.
FOLDAL (w największém wzburzeniu). Ale tego nie możesz.
BORKMAN. Będę mógł, skoro tylko wrócę do władzy.
FOLDAL. Byłby już na to czas ogromny.
BORKMAN (gwałtownie). Sądzisz może, iż ten czas nigdy nie nadejdzie? Odpowiadaj.
FOLDAL. Nie wiem, co ci mam odpowiedziéć.
BORKMAN (podnosząc się zimno, sztywno i wskazując drzwi ruchem ręki). W takim razie, nie jesteś mi więcéj potrzebny.
FOLDAL. (szybko). Nie jestem więcéj potrzebny?
BORKMAN. Skoro nie wierzysz, że mój los się zmieni.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/757
Ta strona została przepisana.