Wszystko to miałem nagiąć w moc moję, samemu jéj się poddać i stworzyć tym sposobem dobrobyt dla tysięcy.
ELLA RENTHEIM (zatopiona we wspomnieniach). Wiem o tém. Przez tyle wieczorów, mówiłeś mi o twoich zamiarach.
BORKMAN. Tak, z tobą, Ello, mogłem mówić.
ELLA RENTHEIM. Żartowałam nieraz z twoich projektów i pytałam, czy chcesz zbudzić wszystkie uśpione duchy złota.
BORKMAN (skłaniając głowę). Przypominam sobie to wyraźnie (powoli). Uśpione duchy złota.
ELLA RENTHEIM Tyś tego nie wziął za żart i odpowiedziałeś: Tak jest, chcę właśnie tego.
BORKMAN. Tak téż było. Chodziło mi o to tylko, by mieć nogę w strzemieniu, a to zależało wówczas od jednego człowieka, który chciał i mógł uczynić mnie dyrektorem banku — byłem ja z mojéj strony...
ELLA RENTHEIM. Właśnie! byleś ty z twojéj strony wyrzekł się kobiety, którąś kochał — i która cię wzajem kochała.
BORKMAN. Znałem jego szaloną miłość ku tobie, wiedziałem, że tylko pod tym warunkiem...
ELLA RENTHEIM. I przystałeś.
BORKMAN (gwałtownie). Uczyniłem to, Ello, bo widzisz, żądza władzy była we mnie niczém niepohamowana. Przystałem więc, musiałem przystać i on pomógł mi wedrzéć się na połowę drogi do tych wyżyn, na które dążyłem. Jam szedł w górę, coraz wyżéj, rok po roku wyżéj.
ELLA RENTHEIM. A ja byłam wymazana z twego życia.
BORKMAN. Przecież on strącił mnie w przepaść z twojej przyczyny, Ello.
ELLA RENTHEIM (po chwili milczącego zamyślenia). Czy nie sądzisz, że nad całym naszym stosunkiem, ciążyło jakieś przekleństwo?
BORKMAN (patrząc na nią). Przekleństwo?
ELLA RENTHEIM. Tak jest. Czy ci się tak nie zdaje?
BORKMAN (niespokojnie). Ale dlaczegóżby? (zmieniając ton). Ach! Ello, ja już sam nie wiem, kto ma słuszność — ja czy ty?
ELLA RENTHEIM. Tyś spełnił przestępstwo. Tyś zabił całe moje szczęście.
BORKMAN (pełen troski). Nie mów tego, Ello.
ELLA RENTHEIM. Zabiłeś przynajmniéj moje szczęście, jako kobiety. Od czasu gdy twój obraz zagasł w mojej duszy, żyłam jakby pogrążona w ciemności. Przez te wszystkie lata było mi niepodobna pokochać jakiejkolwiek istoty żyjącéj, niepodobna pokochać ani człowieka, ani zwierzęcia, ani rośliny, tylko tego jednego — jedynego.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/764
Ta strona została przepisana.