PANI BORKMAN (niecierpliwie). Gdzież ty siedzisz, Maleno? Dzwoniłam dwa razy.
POKOJÓWKA. Słyszałam, proszę pani.
PANI BORKMAN. I nie przyszłaś pomimo to?
POKOJÓWKA (mrukliwie). Musiałam się przecież ubrać.
PANI BORKMAN. Ubierz się porządnie i pobiegnij zaraz po mego syna.
POKOJÓWKA (patrząc na nią zdumiona). Mam pójść po panicza?
PANI BORKMAN. Tak jest, i powiedz mu, żeby zaraz przyszedł, bo muszę się z nim widzieć.
POKOJÓWKA (niechętnie). To już najlepiej obudzę woźnicę u rządcy.
PANI BORKMAN. Po co?
POKOJÓWKA. Ażeby zaprzągł do sanek. Taka straszna śnieżyca na dworze...
PANI BORKMAN. To nic nie znaczy; idź tylko i śpiesz się, tu zaraz na rogu.
POKOJÓWKA. Ale proszę pani, to wcale nie zaraz na rogu.
PANI BORKMAN. Jakto? Alboż nie wiész, gdzie jest willa państwa Hinkel?
POKOJÓWKA (z niechęcią). Ach! to tam panicz jest teraz?
PANI BORKMAN (zdumiona). Gdzież miałby być?
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/769
Ta strona została przepisana.
AKT III.
Pokój pani Borkman. Lampa zapalona na stole przed kanapą; w oranżeryi przyległéj ciemno.
(Pani Borkman z chustką zarzuconą na głowę przechadza się wzburzona; dochodzi do okna, odsuwa trochę firanki, potem idzie do pieca i siada. Wkrótce jednak zrywa się gwałtownie, pociąga taśmę od dzwonka, i stojąc przy kanapie, oczekuje chwilę. Nikt nie nadchodzi; dzwoni po raz drugi coraz silniéj. — Za chwilę wchodzi pokojówka drzwiami wejściowemi. Wygląda zaspana i źle ubrana, jakby nagle wdziała na siebie suknię).