ERHARD (wzruszony, serdecznie). Ciociu, byłaś dla mnie dobrą niewypowiedzianie, wzrosłem przy tobie wśród bezmyślnego szczęścia, jakiego tylko dziecko używać może...
PANI BORKMAN. Erhardzie! Erhardzie!
ELLA RENTHEIM. Ach! jakże miło słyszeć, że ty odczuwasz to dotąd.
ERHARD. Teraz jednak poświęcić się tobie nie mogę. Niepodobna mi zastąpić ci syna...
PANI BORKMAN (z tryumfem). O, wiedziałam o tém. Nie będzie on twoim, nie będzie, Ello.
ELLA RENTHEIM (smutnie). Widzę to, zdobyłaś go sobie znowu.
PANI BORKMAN. On moim jest i moim zostanie. Nie prawdaż Erhardzie? My oboje mamy przed sobą wytkniętą drogę, którą pójdziemy.
ERHARD (walcząc z sobą). Matko... Wolę ci wszystko powiedzieć odrazu.
PANI BORKMAN (zdumiona). Cóż?
ERHARD. Krótko bardzo iść będę z tobą.
PANI BORKMAN (jakby rażona piorunem). Co to ma znaczyć?
ERHARD (zbierając odwagę). Boże mój! jestem przecież młodym a czuję, że się uduszę w tém zamarłém powietrzu, jeśli tak daléj będzie.
PANI BORKMAN. Tu, przy mnie?
ERHARD. Tak jest, przy tobie.
ELLA RENTHEIM. To chodź ze mną.
ERHARD. Ach! ciotko, inaczéj jest przy tobie, ale wcale nie lepiéj... przynajmniéj nie lepiéj dla mnie. Tam także jest atmosfera róży i lawendy, duszno tam jak i tutaj.
PANI BORKMAN (wzburzona, z pozornym spokojem). Duszno, mówisz, duszno ci u matki?
ERHARD (ze wzrastającą niecierpliwością). Ja nie wiem, jak się mam wyrazić inaczej. Wszystkie te chorobliwe troski... ubóstwienia... wyobrażenia, czy jak je tam nazwać. Ja tego nie wytrzymam dłużej.
PANI BORKMAN (patrząc na niego z wielką powagą). Czy zapominasz o zadaniu, jakiemu poświęciłeś życie, Erhardzie?
ERHARD (wybuchając). Powiedz-że lepiej, zadanie, któremuś ty mnie poświęciła. Bo to tylko była twoja wola. Ja sam nigdybym o tém nie pomyślał. Ale już dłużej tego jarzma nie zniosę. Pomyśl, matko, że jestem młody (z uprzejmym pełnym względności spojrzeniem na Borkmana). Nie mogę przecież poświecić życia, dla odkupienia kogo innego, kimkolwiek jest ten inny.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/775
Ta strona została przepisana.