Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/782

Ta strona została przepisana.
AKT IV.
Dziedziniec. Na prawo główny budynek, w którym widać narożne drzwi wchodowe, z kamiennemi wschodami. W głębi za dziedzińcem urwisko, porosłe jodłami. Na lewo zaczyna się gaik. Śnieżyca ustała, ale ziemia jest pokryta grubą warstwą śniegu i śniegiem obciążone są gałęzie jodeł. Noc ciemna; po niebie przelatują chmury, przez które niekiedy niewyraźnie przegląda księżyc. Tylko śnieg rzuca martwy odblask na okolicę.

(Borkman, pani Borkman i Ella Rentheim stoją na kamiennych wschodach. Borkman znużony i wyczerpany, opiera się o mur. Ma staroświecki płaszcz, zarzucony na ramiona. W jednej ręce trzyma miękki filcowy kapelusz, w drugiéj ciężką sękatą laskę, Ella Rentheim niesie swój płaszcz na ręku, pani Borkman ma szal na ramionach i gołą głowę).

ELLA RENTHEIM (zastępuje drogę pani Borkman). Nie idź za nim, Gunildo.
PANI BORKMAN (niespokojna i podniecona). Mówię ci: puść mnie! On nie powinien ode mnie odchodzić!
ELLA RENTHEIM. To daremnie; ty go nie zatrzymasz.
PANI BORKMAN. Pozwól mi przecież sprobować, Ello. Będę wołać za nim na drodze, a on usłyszy krzyk matki.
ELLA RENTHEIM. Nie może cię usłyszeć; wsiadł już pewnie do sanek.
PANI BORKMAN. Nie, nie, on jeszcze nie może być w sankach.
ELLA RENTHEIM. Bądź pewna, że już jest w nich oddawna.
PANI BORKMAN (w niepewności). Jeśli jest w sankach, to jest z nią, z nią, z nią!
BORKMAN (z ponurym uśmiechem). A przy niéj z pewnością nie usłyszy krzyku matki.
PANI BORKMAN. Nie, nie usłyszy. (nasłuchuje). Cicho... co to jest?
ELLA RENTHEIM (nasłuchując także). Jakby dzwonki od sanek.
PANI BORKMAN (ze stłumionym okrzykiem). To jéj sanki!
ELLA RENTHEIM. Albo czyje inne.