PANI BORKMAN. Nie, nie, to sanki pani Wilton. Poznaję srebrny dźwięk dzwonków. Słuchaj. Przejeżdżają tu właśnie pod urwiskiem.
ELLA RENTHEIM (szybko). Jeśli chcesz go zawołać, wołaj prędko.
Może jeszcze...
ELLA RENTHEIM. Prędko, Gunildo. Teraz właśnie przejeżdżają pod urwiskiem.
PANI BORKMAN (przez chwilę zdaje się wahać, potem jednak sztywniej, staje się znów zimną i twardą). Nie. Wołać go nie będę. Erhard Borkman może po mojém ciele przejechać, dążąc do tego, co nazywa szczęściem i życiem.
ELLA RENTHEIM (po chwili). Już nie słychać dzwonków.
PANI BORKMAN. Dla mnie był to dźwięk grobowy.
BORKMAN (z suchym, stłumionym śmiechem). Ho! ho! Ja jeszcze w tém nie słyszę dźwięku grobowego dla siebie.
PANI BORKMAN. Ale jest on nim dla mnie i dla niego, który mnie opuścił.
ELLA RENTHEIM (wstrząsa głową zamyślona). A kto wié, Gunildo, czy te dzwonki nie brzmią mu rzeczywiście szczęściem i życiem?
PANI BORKMAN (wybuchając i patrząc na nią ostro). Szczęście i życie, mówisz!
ELLA RENTHEIM. Przynajmniéj na czas jakiś.
PANI BORKMAN. Czyż życzyłabyś mu szczęścia i życia — razem z nią?
ELLA RENTHEIM (serdecznie). Z całego serca, z całéj duszy to czynię.
PANI BORKMAN (zimno). W takim razie masz więcéj życiowéj siły ode mnie.
ELLA RENTHEIM (patrząc w dal). Siła kochania i znoszenia podtrzymuje może siłę życiową.
PANI BORKMAN (patrząc na nią). Jeśli tak, to będę wkrótce pod tym względem równie jak ty bogatą.
ELLA RENTHEIM (stoi chwilę i patrzy stroskana na Borkmana, potém kładzie mu ostrożnie rękę na ramieniu). Chodź, Janie, idź także do domu.
BORKMAN (jakby budząc się). Ja?
ELLA RENTHEIM. Tak. Nie znosisz ostrego zimowego powietrza.
Widzę to dobrze, Janie. Chodź ze mną, chodź pod dach, tam ciepło.
BORKMAN (szorstko). Może tam na górę, do sali?
ELLA RENTHEIM. Lepiéj do jéj pokoju.
BORKMAN (z wybuchem). Póki żyję, do tego domu nie wejdę.