Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/787

Ta strona została przepisana.

poetą, bo ona dostała się do tego wielkiego, dalekiego świata, o którym niegdyś marzyłem. A jeszcze drogę odbywa w krytych sankach, do tego ze srebrnemi dwonkami!...
BORKMAN. ...I przejechała swego ojca?...
FOLDAL (wesoło). Cóż znowu! O mnie nie chodzi... byle tylko dziecko... No, cóż, spóźniłem się. Teraz muszę iść do domu, pocieszać matkę, która siedzi w kuchni i płacze.
BORKMAN. Płacze?
FOLDAL. No tak. Biedaczka, ona, widzisz, tego nie rozumié. Idę już; dobrze przynajmniéj, że tramwaj tak blizko. Bywaj zdrów, Janie Gabryelu. Żegnam panią.

(Kłania się i odchodzi, kulejąc, w tę samę stronę, którą przyszedł).

BORKMAN (patrzy za nim przez chwilę). Bywaj zdrów, Wilhelmie. Nie pierwszy-to raz, stary przyjacielu, zostałeś w życiu przejechany.
ELLA RENTHEIM (spogląda na niego z powstrzymywanym niepokojem) Janie, jesteś bardzo blady...
BORKMAN. To z powodu więziennego powietrza, tam na górze.
ELLA RENTHEIM. Nigdy cię takim nie widziałam.
BORKMAN. Boś téż nigdy dotąd nie widziała nikogo, co-by uciekł z więzienia.
ELLA RENTHEIM. Ach! Janie, chodź teraz ze mną do pokoju.
BORKMAN. Przestań nawoływać mnie do zamknięcia.
ELLA RENTHEIM. A jeśli cię o to usilnie prosić będę, przez wzgląd dla ciebie samego?

(Pokojówka ukazuje się na progu).

POKOJÓWKA. Przepraszam, ale pani kazała mi drzwi wchodowe zasunąć.
BORKMAN (cicho do Elli). Słyszysz? chcą mnie znowu zamknąć.
ELLA RENTHEIM (do pokojówki). Panu jest niedobrze, chce jeszcze zostać na świeżém powietrzu.
POKOJÓWKA. Ale sama pani powiedziała, że...
ELLA RENTHEIM. Już ja drzwi zasunę, tymczasem zostaw klucz w zamku.
POKOJÓWKA. Mnie wszystko jedno; zrobię, jak pani każe.

(Wchodzi do wnętrza domu).

BORKMAN (nasłuchuje przez chwilę, potém śpiesznie idzie na dziedziniec). Teraz jestem po za murami, Ello; już mnie nie schwycą.
ELLA RENTHEIM (idzie za nim). Ale i w domu przecież jesteś swobodny, Janie; możesz wchodzić i wychodzić według woli.
BORKMAN (cicho, jakby z przestrachem). Nigdy już pod dachem! Tu, na powietrzu, wśród nocy, tak dobrze! Gdybym teraz znowu poszedł do sali, sufit i mury-by się zapadły, przygniotłyby mnie, spłaszczyły, jak muchę.