Kocham was, wartości domagające się życia z całą waszą świetną świtą potęgi i siły. Kocham was, kocham.
ELLA RENTHEIM (z powstrzymywanym, ale coraz większym zapałem).
Tak, tam w głębi zawsze tkwiła twoja miłość, tam tkwi stale, ale tu wysoko w świetle słońca, było gorące, żywe ludzkie serce, które uderzało dla ciebie, a tyś to serce zdeptał... Gorzéj jeszcze, stokroć gorzej! tyś je sprzedał za... za...
BORKMAN (wzdryga się jak gdyby przejęty nagłym dreszczem). Chcesz powiedzieć: za królestwo, za siłę, za potęgę.
ELLA RENTHEIM. Tak, to chciałam powiedziéć. Już ci to mówiłam dziś wieczór. Zabiłeś zdolność miłości w kobiecie, która cię kochała i którą kochałeś wzajem, o ile kochać mogłeś (podnosząc ręce) i dlatego przepowiadam ci, że nigdy nie otrzymasz zapłaty, jakiéj za to morderstwo żądałeś, nigdy nie będziesz panował w twém zimném, ciemném królestwie.
BORKMAN (dochodzi do ławki i ciężko na nią upada). Lękam się, Ello, iż twoja przepowiednia się sprawdzi.
ELLA RENTHEIM (przy nim). Nie powinieneś lękać się tego, Janie; to rzecz najlepsza, jakaby cię spotkać mogła.
BORKMAN (z krzykiem chwyta się za piersi). Ach! (Słabo). Minęło już.
ELLA RENTHEIM (wstrząsając nim). Co to było, Janie?
BORKMAN (opierając się na poręczy). Jakaś ręka z lodu pochwyciła mnie za serce.
ELLA RENTHEIM. Janie, a teraz czy czujesz jeszcze tę lodową rękę?
BORKMAN (szepcze). Nie, to nie lodowa, to była kruszcowa ręka.
ELLA RENTHEIM (zdejmuje płaszcz i okrywa go nim). Leż tu spokojnie; ja pójdę zawołać kogo, coby ci pomógł.
ELLA RENTHEIM (stłumionym głosem, ale stanowczo). Nie, tak jest najlepiej, przynajmniéj dla ciebie, Janie.
POKOJÓWKA (przyświecając swej pani). Już, już, proszę pani, widzę ślad stóp.
PANI BORKMAN (rozglądając się wkoło). Tak jest, są tutaj. Tam wyżéj siedzą na ławce. (woła). Ello!
ELLA RENTHEIM (podnosząc się). Szukasz nas?