Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/791

Ta strona została przepisana.

PANI BORKMAN (twardo). Muszę.
ELLA RENTHEIM (wskazując Borkmana). Patrz! on tu leży, Gunildo.
PANI BORKMAN. Czy zasnął?
ELLA RENTHEIM (skłaniając głowę). Snem długim i głębokim.
PANI BORKMAN (zmienionym głosem). Ello! (Zapanowywa nad sobą i pyta stłumionym głosem). Czy stało się to z jego woli?
ELLA RENTHEIM. Nie.
PANI BORKMAN (z ulgą). A więc nie z własnéj ręki?
ELLA RENTHEIM. Nie; to jakaś lodowata, kruszcowa ręka ścisnęła mu serce.
PANI BORKMAN (do pokojówki). Idź po pomoc. Pobudź ludzi na dole u rządcy.
POKOJÓWKA. Zaraz, proszę pani. (Cicho). O Jezu! Jezu!

(Wychodzi na prawo).

PANI BORKMAN (za ławką). Więc zabiło go nocne powietrze...
ELLA RENTHEIM. Zapewne.
PANI BORKMAN. Jego, tak silnego!
ELLA RENTHEIM (przed ławką). Czy nie chcesz go zobaczyć, Gunildo?
PANI BORKMAN (z zaprzeczeniem). Nie, nie, nie. (Zniżonym głosem) On był synem górnika — on, co tu leży. Nie mógł znieść świeżego powietrza.
ELLA RENTHEIM. Raczej zabiło go zimno.
PANI BORKMAN (wstrząsając głową). Zimno, powiadasz? zimno... to zabiło go już oddawna.
ELLA RENTHEIM (skłaniając głowę, twierdząco). Tak, i nas dwie zamieniło w cienie.
PANI BORKMAN. Masz słuszność.
ELLA RENTHEIM (z bolesnym uśmiechem). Umarły i dwa cienie. Zimno to sprawiło.
PANI BORKMAN. Zimno serdeczne. Więc teraz, Ello, my dwie możemy sobie podać ręce.
ELLA RENTHEIM. Sądzę, że teraz możemy.
PANI BORKMAN. My, bliźniaczki, po nad tym, którego kochałyśmy obiedwie.
ELLA RENTHEIM. My, dwa cienie nad nim — umarłym.

(Pani Borkman, stojąc po za ławką, a Ella Rentheim, stojąc przed nią, podają sobie ręce).