PANNA HESSEL (kładąc jéj rękę na ramieniu). Marto!
BERNICK (do panów, którzy w nim zostali). Dobrze. Róbcie, jak chcecie. Gdy czas nadejdzie, będę gotowy. (zamyka drzwi) Ach! jesteście tutaj. Słuchaj, Marto, musisz się trochę przystroić i powiedz Betty, ażeby się także ubrała. Naturalnie, nie potrzeba wielkich tualet, tylko ładnych domowych sukien; ale pośpieszcie się.
PANNA HESSEL. Potrzeba téż szczęśliwych, wyjaśnionych twarzy i promieniejących oczu...
BERNICK. Olaf niech przyjdzie także, chcę go miéć przy sobie.
PANNA HESSEL. Hm! Olaf...
PANNA BERNICK. Powiem to Betty. (oddala się drzwiami w głębi na lewo).
PANNA HESSEL. Nadeszła więc wielka, uroczysta chwila.
BERNICK (chodzi niespokojnie tu i tam). Nadeszła.
PANNA HESSEL. W podobnéj chwili człowiek musi być dumnym i szczęśliwym.
BERNICK (spogląda na nią). Hm!
PANNA HESSEL. Słyszałam, że całe miasto ma być iluminowane.
BERNICK. Tak, podobno.
PANNA HESSEL. Kilka stowarzyszeń stawi się ze swemi chorągwiami. Twoje imię jaśniéć będzie w transparencie. Na wszystkie strony będą rozesłane telegramy: „Podpora społeczeństwa, radca handlowy Bernick wraz ze swą uszczęśliwioną rodziną otrzymał hołd uznania od współobywateli”.
BERNICK. Nie skończy się na tém. Będą krzyczeć: wiwat! Tłum wyciągnie mnie z domu, a ja będę zmuszony kłaniać się i dziękować.
PANNA HESSEL. Ach! Zmuszony!
BERNICK. Czy sądzisz, że w téj chwili czuję się szczęśliwym?
PANNA HESSEL. Nie, nie sądzę, ażebyś mógł czuć się zupełnie szczęśliwym.
BERNICK. Lono! ty mną pogardzasz?
PANNA HESSEL. Jeszcze nie.
BERNICK. Bo téż nie masz prawa mną pogardzać. Lono! ty nie masz wyobrażenia, jak się czuję samotnym w tém marném, skarlałém społeczeństwie, do którego musiałem przystosowywać się rok po roku i przystosowywać moje cele. Cóż ja właściwie dokonałem, jakkolwiek się moje działanie może różnorodnie przedstawiać. Wszystko to są drobiazgi, rzeczy bez wartości! A jednak nic innego, nic większego nie byłoby tu cierpianém. Gdybym był chciał choć krokiem jednym wystąpić poza koło zaklęte tutejszych pojęć, utraciłbym odrazu całą swą potęgę... Wiész że ty, czém jesteśmy my wszyscy,