Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/86

Ta strona została skorygowana.

uważani za podpory społeczeństwa? Jesteśmy tylko narzędziami tego społeczeństwa, ni mniéj, ni więcéj.
PANNA HESSEL. Czemu dostrzegasz to dziś dopiéro?
BERNICK. Bo w ostatnich czasach... odkąd tu jesteś... szczególniéj zaś dziś wieczór, wiele bardzo myślałem. Lono! dlaczegóż dawniéj tak cię mało znałem?
PANNA HESSEL. To i cóż?
BERNICK. Nie porzuciłbym cię nigdy. A gdybym cię miał przy sobie, nigdy nie doszedłbym do punktu, na którym teraz stoję.
PANNA HESSEL. A nie myślisz o tém, czém ona dla ciebie być mogła, ona, którąś postawił na mojém miejscu.
BERNICK. Wiem to tylko, że nie była dla mnie taką, jakiéj potrzebowałem.
PANNA HESSEL. Boś nigdy się jéj nie zwierzał ze swoich życiowych celów!... boś nigdy z nią nie zostawał w szczerym stosunku, boś pozwalał na to, by cierpiała z powodu hańby, jaką ci przynosili jéj krewni.
BERNICK. O, tak; wszystko to z kłamstwa pochodzi.
PANNA HESSEL. Więc czemu z kłamstwem nie zerwiesz?
BERNICK. Teraz? Teraz już za późno.
PANNA HESSEL. Pomyśl, Ryszardzie, jakie dobro dają ci te wszystkie krętactwa i pozory.
BERNICK. Żadnego zgoła. Chciałbym zginąć razem z tém zepsutém społeczeństwem. Ale po nas wyrośnie drugie pokolenie; mam syna, dla którego pracuję, jemu to chcę przygotować prawdziwe życiowe cele. Przyjdzie czas, w którym prawda wniknie w życie społeczne i na niéj oprze on byt szczęśliwszy, niż ten, co był udziałem jego ojca.
PANNA HESSEL. Kłamstwo było twoją podstawą. Pomyśl, jakie dziedzictwo synowi zostawisz?
BERNICK (z wielkim niepokojem). Zostawię mu stokroć gorsze dziedzictwo, niżeli to sobie wyobrażasz. Ale raz przecież klątwa ustąpić musi... A przecież... przecież (z wybuchem). Jak mogliście to wszystko na mnie zwalić! Stało się. Teraz muszę brnąć daléj, niepodobna mi się zatrzymać. I nie uda wam się mnie zgubić!

(Hilmar z otwartym listem w ręku wchodzi zmieszany z prawéj strony).

HILMAR. To dopiéro... Betty! Betty!
BERNICK. Co się stało? Czy już idą?
HILMAR. Nie, nie, tylko muszę bez zwłoki z kimciś pomówić. (wychodzi drzwiami na lewo w głębi).
PANNA HESSEL. Ryszardzie... Mówisz, żeśmy tu przybyli, aby cię zgubić. Niech-że ci raz powiem, z jakiego kruszcu odlany jest ten syn marnotrawny, od którego stroni wasze moralne społeczeństwo