jak od dotkniętego zarazą. On może się bez was obejść, bo jest teraz daleko.
BERNICK. Ale on chce powrócić.
PANNA HESSEL. Jan nie powróci tu nigdy. Porzucił te miejsca na zawsze, a Dina uczyniła to samo.
BERNICK. Nigdy nie powróci? Dina z nim?
PANNA HESSEL. Tak; zostanie jego żoną. Oboje policzkują wasze cnotliwe społeczeństwo... jak ja niegdyś.
BERNICK. Popłynęli... ona także... na „Gazeli”?
PANNA HESSEL. Nie. Tak drogiéj osoby nie chciał powierzyć niesfornym łotrom. Jan i Dina popłynęli na „Palmie”.
BERNICK. Ha!... więc... daremnie (idzie szybko do swego pokoju, otwiera drzwi i woła) Panie Krapp, zatrzymaj pan „Gazelę”. Niech się dziś na morze nie puszcza!
KRAPP (z za sceny). „Gazela” już jest pewno na morzu, panie radco.
BERNICK (zamyka drzwi i mówi bezdźwięcznym głosem): Za późno... i daremnie.
PANNA HESSEL. Co chcesz powiedzieć?
BERNICK. Nic, nic. Oddal się ode mnie!
PANNA HESSEL. Hm! Słuchaj, Ryszardzie. Jan kazał ci powiedziéć, że mnie powierza swoje dobre imię, które ci niegdyś pożyczył... a które mu ukradłeś w czasie jego nieobecności. Jan milczéć będzie, a ja mogę w téj sprawie postąpić, jak mi się podoba. Patrz, mam w ręku twoje dwa listy.
BERNICK. Masz je! A teraz... teraz chcesz... dziś wieczór jeszcze... może podczas serenady...
PANNA HESSEL. Nie przybyłam tu, ażeby cię zdradzić, tylko żeby cię poruszyć i doprowadzić do wyznania dobrowolnego. To mi się nie udało, pozostań więc w kłamstwie. Patrz... oto drę twoje listy, zbierz ich kawałki, znasz je. Teraz nic już przeciw tobie nie zaświadczy. Teraz bądź spokojny i bądź szczęśliwy, jeśli nim być możesz.
BERNICK (wzruszony). Lono! Czemużeś tego wcześniéj nie uczyniła? Teraz już zapóźno. Teraz zniweczyłem całe swoje życie... niepodobna mi żyć daléj.
PANNA HESSEL. Cóż się to stało?
BERNICK. Nie pytaj... a przecież... żyć muszę, chcę żyć dla mego syna. On to wszystko odpokutuje i nagrodzi.
PANNA HESSEL. Ryszardzie!
HILMAR. Nikogo niéma. I Betty także niéma.
BERNICK. Co tobie?