Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/89

Ta strona została skorygowana.

i zasłon widać naprzeciwko wielki transparent z napisem: „Niech żyje radca Bernick, podpora naszego spółeczeństwa!
BERNICK (cofając się). Precz z tém wszystkiém! nie mogę na to patrzéć! Zgaście to, zgaście.
RUMMEL. Czyś przy zdrowych zmysłach?
PANNA BERNICK. Co mu jest, Lono?
PANNA HESSEL. Pst! (mówi z nią po cichu)
BERNICK. Precz z szyderczym napisem! Czyż nie widzicie, że te wszystkie światła zdają się drwić z nas ognistemi językami?
RUMMEL. Nie.. przyznać muszę.
BERNICK. Ha! ja rozumiem... To wszystko, to światła w domu, w którym trup leży.
KRAPP. Hm!
RUMMEL. Doprawdy, bierzesz to zanadto do serca.
ALTSTEDT. Chłopiec zrobi wycieczkę po za ocean, a potém będziecie go znów mieli.
WIEGELAND. Złóż swoję ufność w Bogu, panie radco.
RUMMEL. Zaufaj téż statkowi; ten przecież, jak sądzę, nie powinien zatonąć.
KRAPP. Hm!
RUMMEL. Gdyby to była jedna z tych pływających trumien, jakie wystawia owo wielkie społeczeństwo...
BERNICK. Czuję to. O! o!

(Pani Bernick, w wielkiéj chustce na głowie, wchodzi drzwiami od ogrodu).

PANI BERNICK. Ryszardzie! Ryszardzie! Czy wiész...
BERNICK. Tak jest, wiem. Ale ty, ty nic nie dostrzegłaś... ty nigdy nie miałaś macierzyńskiego oka.
PANI BERNICK. Słuchaj-że...
BERNICK. Dlaczegoż eś nie czuwała nad nim... A teraz ja go straciłem. Oddaj mi go, jeżeli możesz.
PANI BERNICK. Właśnie że mogę; mam go.
BERNICK. Masz go?
WSZYSCY PANOWIE. Ach!
HILMAR. No, pomyśléć tylko...
PANI BERNICK. Masz go znowu, Ryszardzie,
PANNA HESSEL. Tylko zasłuż na niego.
BERNICK. Masz go?... Naprawdę?... Gdzież on jest?
PANI BERNICK. Nie dowiész się, aż mu przebaczysz.
BERNICK. Cóż mówić o przebaczeniu?... Ale jakżeś się dowiedziała?
PANI BERNICK. Czy sądzisz, że matka nic nie dostrzeże? Byłam w śmiertelnéj trwodze, ażebyś ty się nie dowiedział. Parę słów, któ-