Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/101

Ta strona została przepisana.
— 97 —

Koleżki swego nie znalazł. Objaśniono mu tutaj, że Adolf (tak się nazywał ów koleżka) już od paru dni gdzieś się podział: pojechał do Brazylii, mówili jedni; poszedł pieszo do Buffalo, zapewniali inni.... Mniejsza zresztą o niego! Ubytek jednego z gości „Matki” nie robił różnicy, skoro pozostało ich jeszcze tylu, a wszystko — dobre chłopaki.... Adolf był przyjacielem przybyłego, a oni przyjaciółmi Adolfa, dla czegoby się nie mieli zaraz na miejscu poprzyjaźnić?
Tak się też stało.
Nastąpiły prezentacye, przy czem wielki respektu Szczepana wywołał dobór głośno brzmiących tytułów i wysokich godności, jakie przyznawała sobie większość obecnych. Posłano (naturalnie na koszt przybyłego) po parę „pajntów” piwa — i za chwilę w towarzystwie zapanowała harmonia i poufałość.
Wesoło było i gwarno.... Dowcipy i żarty padały, jak grad.
Każdy radził Szczepanowi, co ma robić, gdzie i jak postarać się o robotę, gdzie zamieszkać, jak żyć.... Trzech burszów zrobiło mu zaraz propozycyę podzielenia z nim łóżka na tę noc. Słowem nie było się o co troszczyć, tylko pić — i bawić się.
Program ten wykonywano z zapałem.
Szczepanowi z początku jakoś niezręcznie było śród tego — dość dziwnego towarzystwa,