Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/11

Ta strona została skorygowana.
— 7 —

Sceny podobne rzadko się zdarzały w tym karnym zakładzie, w którym surowość była przysłowiową. Wszyscy zdumieli się. Przybiegli dozorcy. Zaświstał bat. Starcowi, już znowu bezwładnemu, narzucono na ręce kajdanki — i powleczono go ku gmachom więziennym.
Za chwilę spoczywał na słomie w kamiennej celi — i marzył.
W półmroku celi znów przychodziły doń wonie od Wisły, klekoty bocianów, sylwetki lip i topól ojczystych, napływały mu do uszu fale ojczystych melodyj....
„Jeszcze Polska nie zginęła!” — brzmiało mu w uszach.
Łzy grube, jak groch, spływały po wywiędłej, oddawna nie znającej uśmiechu twarzy.
Był w tej chwili pomimo wszystko szczęśliwy, raz pierwszy od lat...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Na tem się skończył sen, fantazya rozluźnionej i udręczonej życiową walką wyobraźni... Sen mara! Choć zresztą czyż sny są zawsze tylko obłędem zmysłów, wyjętych z pod kontroli uśpionego rozsądku i woli? Kto wie....