Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/115

Ta strona została przepisana.
— 111 —

się Homiczowi dziwnie nieprzyjemne.... trupie jakieś.
Zresztą Morski dotrzymał słowa danego „Matce“.
W pół godziny poncz był wypity, a „Restauracya“ zamknięta.
Pod przewodnictwem Morskiego, który kij, jak pałasz, trzymał przed sobą i komenderował to po niemiecku, to po polsku, to po angielsku, maszerowało przez 5tą ulicę ku Bowery dwudziestu chłopców — dwójkami. Pochód zamykał dr. Gryziński.
„Trusia“ trąbił tak, jak gdyby miał w brzuchu ze cztery puzony.
Homicz napróżno chciał się wyrwać z tego wojska razem z Cierzanem.
Poszli tedy na „Bowery“, potem gdzieś jeszcze dalej na dół miasta, jeszcze gdzieś w górę; odwiedzili moc saloonów, hal koncertowych i nocnych restauracyj, byli nawet na jakimś balu maskowym i w dwóch szulerniach. Ostatecznie, gdzie byli i co robili, dokładnie nikt z nich nie wiedział.
Wreszcie, już po piątej rano, o świcie, znajdujemy ową hulaszczą gromadkę, która po drodze stopniała do sześciu czy siedmiu osób, w bogato urządzonym, a przez całą noc otwartym „saloonie“ na 3ej Avenue.
Gości tu już niewielu.
W wielkiej sali po za barą, oprócz nich i