Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/118

Ta strona została przepisana.
— 114 —

— Oto dolary.... Hej, szampana!
Kelnerzy na widok pieniędzy stali się usłużni. Ruszają się szybko. Szampan ukazuje się na stole.
I wtedy nastąpiła scena, na widok której wszystkim krew na chwilę zastygła w żyłach.... Widocznie jakaś myśl straszna przyszła do głowy pijanemu aż do obłędu Morskiemu, ukazał mu się jakiś obraz ponury.
Gdy puknął korek pierwszej z butelek szampana, Morski pochwycił butelkę i nie czekając na kieliszek, pił z jej gardzielą. Oczy mu krwią zaszły. Ściskał konwulsyjnie złoconą szyję butelki.
Wszyscy zgromadzili się dookoła niego.
Chwiał się na nogach i spoglądał z przerażeniem w lustro, wiszące naprzeciwko, jak gdyby tam widział jakieś widmo ohydne.... Zaczął mówić sam do siebie.
Mówił po polsku, a wyrazy jego zaledwie zrozumieć podobna.
— ....Boże! znów to samo widowisko... Znów.... Okropność! — szeptał ponuro — Ta szubienica.... ten niewinny.... — głos jego podniósł się do rozpaczliwego krzyku: — Krew, krew, krew!
Homicz i Gryziński próbowali go uspokoić — napróżno.
Morski szeptał znowu:
— ....I kto temu winien? kto? To on....