Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/122

Ta strona została przepisana.
— 118 —

Ale siła woli zatryumfowała. Już po chwili była spokojna.
Skierowała się ku drzwiom, na których spostrzegła napis „lunch” — i myślała o tem, kogo, po napiciu się kawy, zapytać o najtańszy i najprzyzwoitszy hotel.... Gdy oto zatrzymał ją w drodze głośny polski wykrzyknik:
— A! co za miłe spotkanie....
Podniosła głowę — i ujrzała postać p. Bolo L. Kaliskiego, owego eleganckiego jegomomości z 2ej kajuty okrętu, który ją przywiózł do Ameryki.
Drgnęła mimo woli na myśl o śnie, prześnionym niedawno w wagonie.
Pan Bolo L. mówił dużo — i mówił szybko.
Niespodzianka, jakiej doznał na widok bohaterki sensacyjnych wydarzeń z bremeńskiego okrętu, dodała mu jeszcze wymowy. Obracał językiem, jak śrubą oceanowego parowca: „Boże mój! co za zdarzenie!.... Więc jednym pociągiem jechali z New Yorku do Cleveland. Nigdyby się tego nie domyślił. Zna zrestą Cleveland, jak własną kieszeń.... Bardzo ładne miasteczko! Nadzwyczaj malownicze.... Był tu już nieraz. Czy nie mógłby czem służyć szan. rodaczce: radą.... wskazówką? Oddaje się cały na jej usługi” itd. itd.
Jadwidze wprawdzie ani trochę nie przypadał do gustu elegancki p. Bolo L. Kaliski; czuła w nim jakiś fałsz; ale rozumiała, że w