Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/124

Ta strona została przepisana.
— 120 —

Zmrok wpada przez zbrudzone okienka do bedroom’u.
Szczepan Homicz na pół uniósł się na szerokiem, podwójnem łóżka. Jest rozebrany. Ziewnął szeroko — i obejrzał się. Gdzie jest u licha? Co to za izba? Nie znajduje się już przecie na okręcie.... A więc, gdzie?
Znów ziewnął szeroko....
Spojrzał. Bedroom był wązki. Oprócz łóżka, znajdowała się tu tylko umywalnia. Nad łóżkiem obraz Chrystusa na krzyżu; nad umy walnią fotografia kobiety, której rysów w pół mroku rozróżnić niepodobna.
Na karpecie (dywanie) obok łóżka leży jakaś ciemna masa. Chrapie ona strasznie.
To widocznie śpiący człowiek.
Homicz wydobywa zkądś z kieszeni zapałkę. Pociera ją — i oświetla postać chrapiącą na podłodze.
— Ach! to „dr.“ Gryziński.
Teraz Homiczowi wraca pamięć wypadków. Już wie. Jest w gościnie u Cierzana. Przyprowadził go tutaj, dziś rano, po całonocnej hulance z Morskim, Gryziński. Cierzana nie zastali, poszedł do roboty. Ale „dr.“, który, o ile się zdaje, z zasady nigdy nie miał swo jego własnego mieszkania, i znajdował najczę ściej przytułek u znajomych „chłopców“, wiedział dobrze, gdzie szukać klucza.