Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/127

Ta strona została przepisana.
— 123 —

Cierzan mówił, że to jego żona. Szczepan głęboko się zamyślił.... Przygląda się twarzy pełnej życia, obfitym włosom, spadającym w nieładzie na plecy i przybranym w wieniec kwiatów — poza jakaś teatralna! — wargom pełnym, jak gdyby rozchylony do pocałunku kwiat.
— Ach... ach... ach! — powtarza.
A „dr.“ Gryziński, który się do niego zbliżył, i zaglądając mu przez ramię na fotografię, dodaje:
— Psia kość.... baba! Krew z mlekiem. Widziałem ją tu coś przed 6ciu miesiącami, kiedy jeszcze była razem z Piotrkiem. Niech jej nóżka spuchnie!
Szczepan pochylił się jeszcze więcej ku fotografii. Pragnie sprawdzić, czy w rysach tej twarzy, w którą lubił niegdyś spoglądać, znajdzie uśmiech, który tak mocno go czarował.
Wtem.... słyszy brzęk. Coś upadło na karpet — dzwoni oddźwiękiem szkła i metalu.
Tak — to „coś“ wypadło jemu samemu z kieszeni od kamizelki. Niema wątpliwości. Lecz zkądże znów z jego kamizelki? O ile sobie przypomina, w kieszeniach nic nie miał.
I co to?
Pochyla się ku ziemi i podnosi błyszczący przedmiot.
Zdziwienie i półuśmiech ukazują mu się na twarzy.... Coś niezwykłego!.. Czyżby ja-