Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/135

Ta strona została przepisana.
— 131 —

przepadł. Poszwargotał parę słów po angielsku z długim, jak tyka, adwokatem.
Ten podniósł się z krzesła. Zebrał leżące na biurku swoje papiery, związał w skórzaną opaskę, włożył kapelusz na głowę i skierował się ku drzwiom mówiąc:
Good bye, ladies and gentleman....
Bogusz zaś objaśnił zdumionym Mani i Litwinowi, że adwokat jest rozgniewany z racyi takiego „grynhornowskiego” traktowania rzeczy — i że gotów jest zrobić interes, albo teras albo nigdy.
Time is money!...
Połubajtys jest przerażony głupstwem, które zrobił; a Mani aż łzy w oczach stanęły.
Biegnie ku drzwiom i za klapę tużurka przytrzymuje znakomitego adwokata.... Prosi go bardzo grzecznie, bardzo ładnemi słowy, ażeby nie odchodził — ma się rozumieć, prosi po polsku. Sztywny, jak tyczka, adwokat słów nie rozumie; ale za to rozumie — jej śliczniutkie spojrzenia.
Oświadcza tedy, że gotów czekać na decyzyę dwojga kuzynów — całe pięć minut.
Kuzynek Bogusz tłumaczy im to ultimatum na język polski.
Wtedy Mania i Połubajtys usuwają się w drugą stronę pokoju i zaczynają się naradzać szeptem.