Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/137

Ta strona została przepisana.
— 133 —

Adwokat Lang zbiera metodycznie papiery i kładzie je do kieszeni. Zegna obecnych, a gdy otwiera drzwi, z jego twarzy spada na chwilę sztywna maska obojętności.
— Do widzenia za miesiąc! — mówi, krzywiąc twarz uśmiechem pogrzebowego, którego w tej chwili zawiadomiono, że w kraju ukazała się — zaraza.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Obrazek nr. 3ci.
Rzecz w Cleveland, Ohio.
Toż samo popołudnie. Niebo zawlokły ołowiane chmury. Powietrze jest bardzo ciężkie.... Na horyzoncie ukazują aię od czasu do czasu błyskawice. Wicher zrywa się. Lada chwila spadną grube krople deszczu.
Przez ulice, prowadzące do odległej dzielnicy miasta, w której ma zamieszkiwać gromadka polskich osadników, biegnie, dzwoniąc głośno, otwarty wagon tramwaju konnego.
W tramwaju znajduje się Jadwiga; obok niej siedzi jakiś młody mężczyzna, wygolony, w złotych okularach. Jest to reporter miejscowej gazety „Leadera”.
Służy on w tej chwili Jadwidze za przewodnika w wyprawie do polskiej dzielnicy. Objaśnić należy w paru słowach, jak doszedł do tej godności.
Pozostawiliśmy Jadwigę, jadącą razem z dystyngowanym p. Kaliskim do wskazanego