Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/14

Ta strona została przepisana.
— 10 —

pierwszego ich dziecięcia — i tam w ciągu niecałej godziny (na dłuższe pożegnanie nie pozwalał Moskal, gęsto snujący się w okolicy) zamienił ostatnie uściski z najsłodszą towarzyszką życia. Tak jest! — były to uściski ostatnie. Nigdy już potem jej nie ujrzał.... Nigdy odtąd nic stanowczego o nim nie słyszano. Że nie żył, głuche tylko nadchodziły wieści.
Tymczasem w kilka godzin po opuszczeniu dworu dalekich krewnych przez powstańczego dowódcę, przyszło na świat oczekiwane dziecię — Jadzia. Wzruszenia, jakim uległa jej matka, przyśpieszyły chwilę stanowczą...
Tak więc Jadzia nie znała nigdy własnego
I postać matki przypominała sobie, jak przez mgłę. Niekiedy tylko w chwilach zadumy, zdawało się, że widzi twarz bladą i przejrzyste rysy jakiejś szlachetnej, wysokiej postaci, która się chyliła nad jej kołyską — i krzyż pański kreśliła nad jej blond główką. Kiedyindziej widziała tę postać, tulącą ją w pieszczotach. Przypominała sobie jej uśmiech łagodny, choć jakiś bolesny....
Matka jej umarła w lat coś trzy i pół po wyjeżdzie ojca.... Zostawiła dziecinę na opiece krewnych w Poznaniu, dokąd się przed szykanami władz moskiewskich — za to, że była żoną powstańca — schronić musiała.
O tych wczesnych dniach swego życia Ja-