Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/149

Ta strona została przepisana.
— 145 —
VII.

Nazajutrz — dnia trzeciego — około godz. 5ej po południu, Homicz i dr. Gryziński, siedzieli skwaszeni w kawiarni polskiej w New Yorku.
Ta kawiarnia była obok opisanej już „Restauracyi”, drugim punktem zbornym Polaków w New Yorku. Nie robiła zresztą „Matce” żadnej konkurencyi. Reputacya jej była trochę zaszargana. W dzień dawano tu kawę i herbatę, a za szafami nawet po cichu szynkowano ostrzejszemi trunkami; wieczorem zamykało się drzwi frontowe — i najczęściej grano w karty.
Właśnie wczoraj wieczorem Szczepan został wprowadzony do tej prywatnej szulereńki przez dra Gryzińskiego, z którym zdołał się już zaprzyjaźnić na dobre (wypili nawet „bruderszaft” i byli ze sobą na „ty”). W kawiarence „obębniono” ich należycie. Homicz zostawił tu blizko dwadzieścia dolarów, całą czwartą część pozostałego mu kapitału. Stary wyga lwowski przegrał pożyczone zkądś dwa dolary — i pamiątkowy, srebrny zegarek. Obydwaj przestali grać o 5ej rano.
To też obecnie oddają się przykrym rozmyślaniom.
Wstali ze snu coś około południa. Poszli na obiad do „Matki”, a potem przywlekli się tutaj, na miejsce swej nocnej porażki. Szczepan kazał dać dwie kawy z koniakiem....Sie-