Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/172

Ta strona została przepisana.
— 168 —

winni.... nie, to wam „konstabel” (komornik) ostatnią koszulinę zafantuje!
Teraz dopiero zrozumieli biedni kuzyno wie, co zacz jest imć pan kuzynek Boguszas — i w jaką wpadli matnią.
Połubajtys już drugi raz nie wybuchnął, a i Mania przestała płakać.
Szorstko zostali przebudzeni ze swego spokoju. Pojęli, że i oni i cała ich sprawa spad kowa znajduje się w poważnem niebezpieczeństwie. Bezczelny łotr, jakim teraz okazał się kuzynek Bogusz, nigdy nie zdemaskowałby się tak obrzydliwie, gdyby mógł jeszcze w jakiś sposób ich wyzyskać. Musieli już być okradzeni!.... Bądź co bądź, nie pozostawało im tutaj nic więcej do robienia. Śród obcych, nie znając praw ani języka, niewiele nawet posiadając środków, co mogli zrobić łotrowi, który widocznie z tamtym drugim zysk z naciągnięcia ich już podzielił? A mu siał to uczynić jakoś prawnie i gładko, skoro teraz tak huczał i wyzywał.
Porozumieli się wzrokiem — i Połubajtys, któremu wróciła już zimna krew, rzekł głosem niemal spokojnym:
— A no, kiedy tak, to tak.... Będziemy teraz wiedzieli, jaka to tutaj w Ameryce familijność i chrześcijaństwo. Fantować nas nie będziecie; my nie żebraki i mamy czem ekspens zapłacić. Nie obdarli nas jeszcze dotąd do o-