Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/177

Ta strona została przepisana.
— 173 —

A jakże jemu tu bez niej? Boże mój! — I wielkiemu Litwinowi łza ukazała się w oku.
Stał przez chwilę, dumając, aż wydumał...
Powolnym Litwinom w niektórych chwilach życia aż nazbyt szybkie przychodzą na myśl decyzye. Pobiegł na kurytarz — i gwałtownie zastukał do drzwi sąsiedniego numeru hotelowego, który zajmowała Mania. Wpuszczono go. W kilkunastu za ledwo zrozumiałych słowach objaśnił, o co idzie i zaproponował, ażeby dla uniknięcia wszelkich trudności — wyszła za niego za mąż.
Mała pół siedziała, pół leżała w „kolebaczu“, słuchając jego plątaniny....
Z początku miała minkę bardzo żałosną i oczy przymknięte. Nie rozumiała, o co mu idzie; ale już — zaczynała się domyślać. Powoli otwierała oczęta i przeciągała karczek, jak kotka, którą głaszczą pod włos... Twarzyczka jej okrywała się purpurowym rumieńcem aż po korzenie włosów. Wreszcie pojęła.
— Ach! — zawołała.
Jedną sekundę trwało wahanie.... Naraz filuterny uśmiech okrasił jej maleńką twarzyczkę.
— Jeżeli... jeżeli — odrzekła z komiczną powagą — to koniecznie potrzebne do wygrania naszego procesu... gotowa jestem.
On nic nie odpowiedział; tylko porwał ją w swoje olbrzymie ramiona i ściskał, jak ogro-