Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/181

Ta strona została przepisana.
— 177 —

Trudno mu było porozumieć się z woźnicą, porozumiał się przecież. W szpitalu nową przeszedł męczarnię.... Ani mógł w ofisie powiedzieć, czego chce, ani rozumiał, co do niego mówiono. Znalazł się wreszcie jakiś na pół zniemczony Kaszuba, posługacz, który posłużył za tłumacza.... I ten mu wiele nie pomógł. Jadwiga była wciąż nieprzytomna; gorączkowała; lekarze obiecywali, że dopiero może jutro lub pojutrze będzie wstanie wyjaśnić szczegóły napadu. Widzenia się z chorą naturalnie mu odmówiono. Ponieważ zaś Homicz gorąco na to nastawał i oświadczył, że jest jej znajomym i przyjacielem, urzędnicy szpitalni poradzili mu, ażeby udał się do policyi.
Szczepan zrobił lepiej; kazał się wieźć nietylko do głównej kwatery policyjnej, ale i do redakcyi „Leadera“.
I tu i tam przyjęto go z zaciekawieniem.
Zarówno p. Francis Littlejohn (znakomity reporter), jak i szef detektywów mniemali, że w mroku tajemnicy, otaczającej sprawę napadu na pannę Ślaskę, ukazanie się młodego człowieka stanowi pierwszy błysk światła. Znalazł się i tłumacz.... Badano Homicza, ale dowiedziano się nie wiele.
W każdym razie podejrzewać chłopca o jakiś współudział w napadzie nie było podobna.
W chwili, gdy go rozpytywano, nadszedł ze szpitala telegram, że panna Ślaska jutro