Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/183

Ta strona została przepisana.
— 179 —

kazał się w nich Homicz.... Scena była wysoce patetyczna. Jadwiga siedziała na łóżku, blada, jak płótno, w białym czepeczku i kaftaniku. Na widok znajomej twarzy Homicza, na widok bezgranicznego przywiązania, bijącego z jego szeroko rozwartych oczu, na twarzy Jadwigi ukazał się słoneczny uśmiech.
Wyciągnęła do niego ręce.
A on pobiegł do jej łóżka i upadł przed nią na kolana, głowę na krawędź łoża położył — i płakał.
— Żyje.... żyje pani, panno Jadwigo! — wołał, łkając.
Scena ta miała efekt wprost przeciwny temu, który myślał wywołać szef policyi. W głębi duszy podejrzewał on ciągle, że Homicz mógł brać udział w napadzie, może być, był napadu moralnym sprawcą. Powitanie dwojga młodych ostatecznie przekonało go, że to niemożebne. To powitanie na usta p. Francisa Littlejohna wywołało także kwaśny uśmiech. Zrozumiał, że pomiędzy tym dwojgiem jakieś węzły muszą istnieć — — i poszło mu to nie w smak.
Sprawa sama w sobie nie przestawała zresztą być ciemną.
Zeznanie Jadwigi (o którem w parę chwil później, po części od niej, po części od policyanta-tłumacza dowiedział się Szczepan) niewiele rzecz wyjaśniło. Oto treść tego zeznania