Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/190

Ta strona została przepisana.
— 186 —

ka z Nalewek, z Warszawy, tylko bez typowych pejsów i długiej kapoty.
Widok żydziaka warszawskiego ubawił niesłychanie Homicza.
— Ny, Mojsze! — zawołał po polsku, ulegając mimowolnemu popędowi warzawskiego łobuziaka — po czem łokiecz?
I pokazał mu specyalnie sporządzone z poły surduta — świńskie ucho.
„Mojsze” śmiał się na całe gardło.
Okazał przy tem bardzo ładny komplet żółtych, czarnych i dziurawych zębów — i zapytał:
— Ny.... zkąd pan „dobrodży” z Berdyczowje, z Krakowa, czy z Warszawkie?..
Przyjaźń już była zrobiona.
Homicze była to kiedyś dobra, dawna szlachta. A jak wiadomo po wieki i pokolenia, szlachcic polski nigdy się bez żyda faktora obejść nie potrafił. I naszemu Szczepanowi widok żydka (akurat takusieńkiego, jak Szloma Mech z Nalewek, z Warszawy, któremu właśnie został winien coś z dwieście rubli procentów!) zrobił niewysłowioną przyjemność. Ten go wszędzie poprowadzi. Jakżeby żyd nie wiedział, gdzie się obrócić?
— Z Warszawy — odpowiedział tedy Szczepan na pytanie żydka.
— Nu! i mi tam buwawszy.... Warszawkie znajem!