Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/192

Ta strona została przepisana.
— 188 —

Homicz prędko się z nimi poznajomił. Postawił jeden i drugi „tryt“ (kolejkę) — i odrazu doszedł z nimi do ładu. Przedstawił się im, jako kolega robotnik — i pytał, czy możnaby tu znaleźć pracę.... Dla czego nie? odpowiedziano mu. Robota idzie teraz żwawo; ludzi potrzeba. Jeden z obecnych był nawet „formanem“ (werkmajstrem). Krótko mówiąc, kazał mu przyjść choćby nazajutrz, a robotę dostanie. Powinien się tylko ubrać inaczej, po roboczemu i powiedzieć, że się nazywa Schmidt. Będzie wszystko all right!
Homicz był uszczęśliwiony. Spadło mu to, jak z nieba. Wyprosił sobie tylko jeszcze trzy dni wolnego czasu, chciał bowiem najpierw zobaczyć i rozmówić się należycie o wszystkiem z Jadwigą. Zaraz też pomyślał o stalszem i tańszem, niż hotel, mieszkaniu. Zagadnął o to jednego z robotników, a ten mu naraił „board“ (wikt i stancyę) u siebie, był bowiem żonaty i mieszkał niedaleko fabryki.
W taki to sposób Homicz zapisał się, stosownie do rady „dra“ Gryzińskiego, do szeregów wielkiej amerykańskiej armii „pracujących“.
Przed pójściem do roboty, odwiedził raz jeszcze Jadwigę w szpitalu, ale dziewczę było słabe i nie mogło się z nim obszerniej rozmówić. Rozmowa taka nastąpiła dopiero w następną niedzielę. Jadwiga czuła się już o tyle silniejszą, że mogła wstać. Była zresztą blada i smutna.